crystal symphony
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
crystal symphony
podobne
dzionek poprzedni upłynął był nam na upajaniu się totalnym
spiguleniem, czego efektem było długie odsypianie densflorowej
jazdy. obudziłem się ok. 18-tej i z nieukrywanym trudem
przetrasnsportowałem swe ciało do koleżki dwa piętra wyżej.
palił blanta i wkręcał się w składanie muzy na kompie.
zapronowałem śniadanie mistrzów jak zwykle o poranku :-) -
"troszq proszq?" zrobiliśmy sobie mały rejstrak po ok. 300 mg
śliczniutkiej amfetaminki i wkręciliśmy sobie fazę z miksowaniem
dramenbejsu w murach starej kamienicy, wypełnionych po brzegi
chmurami dymu, które ulatniały się raz po raz z wiśniowej fajki
mojego papy. Po 22-giej ostro już naczesany ziomo przypomniał
sobie, iż jest szczęśliwym posiadaczem trzech kryształków... nie
tracąc czasu na zbędne w tym momencie podziwianie kunsztu
jubilerskiej roboty, jaka niewątpliwie musiała zostać
wykorzystana podczas cięcia naszych rubinków, zjedliśmy dwa i
zapaliliśmy sobie kolejną faję z zielskiem oczekując na
teleportację. po jakichś 20-tu minutach przerażeni brakiem
nowych doznań zjedliśmy jeszcze po połówce i... wbiliśmy się w
totalnie przytłaczającą, lewą fazę, co zważywszy na kurację
proszkową z przed paru godzin wydało nam się aspektem niezwykle
dołującym. stwierdziłem, że idę zakmknąć się u siebie - kocioł.
zszedłem po schodkach, otwarłem drzwi i walnąłem się na wyro bez
nadziei na zaśnięcie. zamknąłem oczy... i otwarłem... hardkor!!!
sufit z ponadświetlną prędkością zbliżył się do mnie,
wyhamowując z efektem kadrowania obrazu tuż przed mą głową.
wystraszony doczołgałem się do kompa i włączyłem sobie jakąś
pojechaną projekcję w bajkowych kolorach. zachwycony kolorami
nie zauważyłem, że ekran wybrzusza się, i rozciąga, podążając
nieznacznie w moim kierunku. uciekłem do drugiego pokoju i
postanowiłem sobie puścić jakąć czilałtową płytkę na
uspokojenie. po zamknięciu szafki z płytkami i kasetami
stwierdziłem, że coś mi nie pasuje i postanowiłem otworzyć ją
powtórnie - kasety wydawały cichy szelest, więc stwierdziłem, że
najlepszym pomysłem jest wystraszenie ich (!!!) wrzeszczałem
więc jakąś minutę o godzinie mniej więcej pierwszej do wnętrza
szafki, po czym dumny z siebie przyjrzałem się kasetom w celu
sprawdzenia efektu swojego zabiegu. kasety zaczęły się wyginać
po czym wyleciały z piskiem i zaczęły mnie osaczać. były
kolorowe, przelatywały przez ściany i w ustalonym szyku spadały
mi na głowę. po długiej i nierównej walce (moim jedynym orężem
była skarpetka, poruszająca się w dodatku w powietrzu o
konsystencji galarety) wleciały niechętnie do szafki i uspokoiły
się. udałem się do łazienki w celu załatwienia potrzeby
fizjologicznej i odkryłem, że w lustrze mieszka mój klon.
wyszedłem z mieszkania, by podzielić się z kumplem moim
odkryciem, lecz okazało się (info sprzadane przez współlokatora,
który nie "podróżuje"), że ziomal wybił się w nieokreślonym
kierunku w ucieczce przed klaustrofobią, ubrany jak (...). nie
mogłem go znaleźć, więc postanowiłem poprzyglądać się
maszkaronom kamienic na krakowskich uliczkach i tym sposobem
dostałem się na krakowski rynek główny. jak zwykle miałem
wrażenie, że wszyscy mi się przyglądają, więc poruszałem się
skokowo, systemem "od bramy do bramy" po jakichś dwóch godzinach
ostrej jazdy trafiłem na koleżkę, który z czołówką na głowie i
kombinezonie do eksploracji jaskiń biegł za jakimiś
wystraszonymi, dziewojami (później okazało się, że przyczaił się
wcześniej w bramie i przyglądał makijażowi bujających się między
różnego autoramentu dyskotekowniami sztuń. hardkor nad
hardkory!!! dołączyłem do niego i biegliśmy za laskami (dalej
starając ukrywać się w bramach) przez dobrych kilka ulic. pan
taksówkarz nie chciał nas zawieźć do domu, więc wciągnęliśmy
jeszcze po małej kreseczce i wróciliśmy do domu. jazda trwała
jeszcze długo. rano przyszła jakaś koompela, ale szybko wybiła
się z powrotem, po kilku nieudanych próbach nawiązania
komunikacji. pojechaliśmy ostro. polecam wszystkim kryształową
symfonię
- 8552 odsłony