dwa światy
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
dwa światy
podobne
Bylo to pierwsze grzybojedzenie w tym roku. Niestety grzyby byly
zakupione gdyz moje miejsce w tym sezonie w ogole nie obrodzilo :(( i
w ogole mialem dosyc rozczarowan za kazdym razem gdy sie udawalem na
laki. Wiem, ze najlepiej "smakuja" wlasnorecznie zebrane kapelusze
lecz pokusa i zadza wrazen byla na tyle silna, ze gdy nadarzyla sie
okazja to zdecydowalismy sie z kumplem zakupic 150 sztuk.
Mimo wszystko nastawilem sie na pozytywna podroz.
Uwaga - bede opisywal swoje wewnetrzne odczucia, a to co sie dzialo z
pozostalymi uczestnikami moge opisac na podstawie moich spostrzezen
lub ich wlasnych wypowiedzi, rozmow - oki???
Uczestnicy: A (pierwszy kontakt z grzybami) i B(niepierwszy kontakt z
grzybami) i Ja(ktorys tam kontakt z grzybami)
Poza nami grzybiarzami byly jeszcze 2 trzezwe osoby.
Start: 17.30 na chacie.
Calosc podzielilismy rowno na 3 osoby. Ja i A wszamalismy wszystko
szybciutko na surowo. B wpakowal calosc w 2 sandwicze i to byl blad
:((!!! - po prostu zostal w tyle.
No i tu zaczyna sie opowiesc ;))
Grzybki zaladowaly sie Mi i A niesamowicie szybko. Juz po 15 min od
spozycia czulem sie jak pijany, akurat ogladalismy IDOLA w tv -
niesamowita polewka. O 18tej zaczelo sie. Wyszedlem na balkon i
spojrzalem na ulice. Samochody pozostawialy za soba "poslady",
sygnalizator swietlny doslownie razil blaskiem. Wrocilem do srodka. A
jechal rowno ze mna, B niestety musial jeszcze poczekac.
Zaczelismy gadac, wymienialismy sie wrazeniami, po chwili postanowilem
zrobic herbatke bo grzybki zaczely ciazyc na zalodku.
Okazalo sie to trudzniejszym zadaniem niz zwykle - mamy na chacie
elektryczny czajnik, ktory czasem nie styka i trzeba go wtedy
odpowiednio nastawic - ja zamiast to zrobic zaczelem gadac do
czajnika, zeby chociaz dzisiaj w tym momencie nie robil mi takiego
swinstwa itp :)), zawolalem jeszcze A zeby przyszedl mi pomoc
przygotowac herbatke, ale ten stanal w progu kuchni i powiedzial ze
nie wejdzie bo jest tam jakos mroczno i sie boi. Coz, musialem sie z
tym sam uporac. Czajnik w koncu zadzialal, A sie przemogl i wszedl w
koncu do kuchni i chociaz ostro mna bujalo (czulem sie jak na statku)
herbatka byla w koncu gotowa. Usiedlismy z A grzecznie na kanapie i
poprosilismy trzezwego kumpla zeby puscil jakas mila muzyczke na
kompie - dla niego specjalne thx za stworzenie milego klimatu.
Poleciala totalnie pomieszna mieszanka :)) - Hey, NineInchNails,
jakias etniczna i duzo innych.
Bylo okolo 18.15 (chyba). Zaczelismy sobie gadac od rzeczy, smiac sie,
sluchac muzyczki - ogolnie luzik, brak jakiechkolwiek ograniczen. Z
doznan wizualnych - w dalszym ciagu jaskrawe klorki, lekie rozmycie
obrazu - jedynie jak patrzylem na kolumny to przy wydobywajacym sie
basie zaczynaly drgac i wyginac sie na wszystkie strony. W pewnym
momencie wzielem telefon i zaczelem grac w weza. Gram, gram a tu nagle
sruuuu - caly pokoj zaczyna plywac, zlewac sie w calosc, jedynie ekran
telefonu pozostaje realny. Postanawiam wiec skonczyc giercowac,
poniewaz telefon kradnie mi to na co tak niecierpliwie czekalem.
Mysle, ze osiagnelem apogeum, choc nie jestem przekonany gdyz od
wrzucenia nie uplynela jeszcze godzina!!! Postanawiam sprawdzic co sie
dzieje z A. Okazalo sie ze tez pogrywal w weza :)), zaczelismy gadac i
nagle stwierdzil ze cale stopy ma mokre!!! I tak bylo naprawde ,
biedak przerazil sie ze z jego ciala ucieka woda i ze wkrotce zostanie
z niego kupa miesa i kosci :)). Wybrechalismy jednak ta schize i
zaczelismy sie zastanawiac co robic. Okazalo sie, ze jeden z trzezwych
za pare minut wychodzi na zajecia. Postanowilismy z A go odprowadzic
bo doslownie rozsadzala nas energia!!, a na uczelnie bylo bliziutko. B
juz zaczynalo sie powoli rozkrecac, ale postanowil zostac i pozabijac
troche szkopow.
Ubralismy sie (choc A mial male problemy z uciekajacymi sznorowkami;)
i wyszlismy. Juz sam klatka schodowa wydala sie niesamowita -
serpentyna schodow, stopnie roznej wysokosci i niezliczona ilosc
pieter.
Heh, wyjscie z domu to byl przelom. Dopiero po wyjsciu z mieszkania
zauwazylem jak mocno zmieniona rzeczywistosc postrzegam. Do tej pory
czulem sie trzezwo jesli mozna tak to ujac, bo oprocz wizualnych
efektow i totalnego rozluznienia, nic szczegolnie psychodelicznego nie
odczuwalem. Na zewnatrz zostalem "zaatakowany" przez mnostwo
szczegolow, mnostwo bodzcow - samochody, ludzie, drzewa, neony,
latarnie, deszcz. Musialem sie poruszac, przejsc przez ulice, to juz
bylo o wiele bardziej skomplikowane niz wylegiwanie sie na kanapie -
to juz nie byl moj bezpieczny azyl, to byl obcy swiat, do ktorego praw
powinienem sie dostosowac. Dodatkowo zaczal mnie zalewac myslotok,
staralem sie wyciszyc i zaczelem gadac z trzezwym kumplem...
Ale A zaczal nadawac a kiedy on zacznie to nie ma sily zeby nie bylo
beki - nie potrafie powtorzyc. Zapomnialem, ze staralem sie byc
"trzezwy" i powrocilem do fazy :)), doslownie zataczalismy sie ze
smiechu. Trzezwy od tej pory szedl pare metrow przed nami, nie chcial
sie do nas przyznawac. Dotarlismy do uczelni, a w glowie coraz silniej
czuje efekty psylocybiny. W okolo pelno znajomych, witam sie z nimi i
zastanawiam sie czy zauwazyli, ze ze mna jest cos nie tak.
Stoimy tak przy wejsciu, trzezwy dal mi 5taka i poprosil zebym mu
kupil fajki jak bede wracac (ja durny sie zgodzilem) i poszedl na
zajecia. On zniknal ledwo w drzwiach a tu wychodzi 3ech kolesi, w tym
jeden ktory ze mna mieszka. Na szczescie nie wracamy sami z A. Bylbym
zaomnial dodac, ze A ciagle robi rzeznie (wpewnym momencie staje
zdziwiony i zaczyna sie zastanawiac dlaczego jest ciemno, bo jak
wychodzil przed chwila z domu to bylo jasno :)) Ja uciekam od niego i
gadam sobie z trzezwym kumplem, mowie mu ze jedlismy grzyby, on sie
pyta jak to jest i w ogole trzezwa gadka.
Dwoch sie odlaczylo i wracamy juz we trzech. Przypomina mi sie, ze
mialem kupic fajki, lecz dochodze do wniosku, ze za trudne dla mnie to
zadanie i trzezwy mnie wyrecza ;)).
Godz okolo 19tej. Od tej chwili nie potrafie dokladnie chronologicznie
poukladac wszystkich faktow. Dochodzimy do domu, stajemy przed klatka
i nagle wpada mi do lba pomysl zeby odplacic sie A. On mi robi sieczke
z glowa to teraz ja mu pokaze :)) - nie ma to jak polazic sobie na
gribach. Mowie mu, ze idziemy przejsc sie po okolicy. A okolica to
jedno wielkie blokowisko. Niezbyt dobrze znam te rejony, ale nigdy nie
mialem klopotow z orientacja w terenie wiec bez obaw kieruje
wycieczka. Juz po krotkiej chwili A staje zdezorientwany. Moj plan
zaczyna dzialac - totalnie sie zagubil, ale udaje mi sie go przekonac
ze doskonale wiem gdzie jestesmy. Pozatym powstaje nowy schiz, ze
dopoki A pali fajke to nie mozemy sie zgubic bo ta fajka jest
namierzana itp. W ogole powstaje cala masa schizow - idziemy i caly
czas gadamy, komentujemy wszystko co dookola widzimy - i nie jest to
tylko zwykla polewka, sa momenty calkiem powazne. Niektore rzeczy
wydaja sie calkowicie bezsensowne, inne dziwne - mamy calkiem inny
punkt widzenia niz na trzezwo. Do tego ta cala masa klorow i drgajacy,
pulsujacy obraz - to wszystko plus nieoknczaca sie dyskusja
niesamowicie zmienia szara codziennosc.
W koncu zlitowalem sie nad A i wyprowadzilem nas z tego
urbanistycznego labiryntu. Wrocilismy na chate. A tam wsiekly B prawie
nas posiekal na plasterki, za to ze zostal SAM, za to ze zapomnielismy
o nim :)). Nie zabawilismy dlugo na miejscu, bo B tez mial ochote sie
przespacerowac.
Byla 19.45.
B zarzadzil ze idziemy na Gore Chelmska (taka fajna miejscowka w
pewnym miescie na polnocy Polski ;). Jako ze droga nie byla zbyt
daleka ruszylismy. Najpierw szlismy dluga prosta oswietlana alejka, A
nadawal jak najety,mowil ze chyba jakies radio odbiera i ze mamy
szczescie ze to nie zadna ruska stacja :)). No i nagle zaczela sie
gorka, weszlismy w las. Swiatla miasta zostawaly powoli w tyle. W
koncu za nami zostal tylko drobiutki punkcik swiatla, a przed nami
rozposcierala sie czarno - szara plama - u mnie w glowie plama ta
rozdzielila sie na malutkie kwadraciki tzw piksele, ktore zaczely
ukladac sie w przerozne wzry, twarze - niesamowite wrazenie. Brnelismy
dalej, B twierdzil z poczatku ze zna droge na gore, ale wrotce
przyznal ze droge zna ale z jazdy na rowerze i zbytnio nie pamieta
szczegolow :)). Bylismy jednak tak daleko ze postanowilismy nie
zawracac, ale isc w kierunku szosy prowadzacej do miasta. Blakajac sie
tak w ciemnosciach rozmawialismy - o rzeczach smiesznych, powaznych, o
lesie i miescie. Doszlismy do wniosku, ze to w miescie jestesmy mniej
bezpieczni (zapomnialem dodac ze podczas szwedania sie po miescie malo
co nie zostalismy rozjechani z A przez ciezarowke pzrechodzac przez
ulice) niz noca w lesie (mozna najwyzej spotkac romantyczna pare
dzikow jak zauwazyl A :)).
Rozmawialismy o wariatach, zastanawialismy sie czy nasz owczesny stan
przypomia stan w jakim znajduja sie niktorzy psychicznie chorzy. I
jesli tak to czemu ich sie leczy, moze chca pozostac w takim stanie .
Czemu swiat chce zabrac im to czego sam nie moze miec i sila
dostosowuje do swojego pojecia "normalnosci".
I zeby bylo smieszniej, dokladnie tydzien po tym tripie czytalem
ksiazke P.Coelho - "Weronika postanawia umrzec" - szok, autor pisze
dokladnie to samo o czym my rozprawialismy!!! Poczulem sie
niesamowicie. Na szczescie nie jestesmy odosobnionymi przypadkami na
swiecie, ktorzy potrafia patrzec na swiat.
Wrzeszcie dotarlismy na szose. Efekty psylocybiny praktycznie wygasly.
Wrocilismy do domu.
Wszyscy zgodnie stwierdzilismy, ze dzisiejszy trip byl bardzo kwasowy.
Wizuale, samopoczucie doslownie jak na LSD , tyle ze krotszy!!! U mnie
na grzybach zawsze dominowal jeden kolor, dzis zalewala mnie cala gama
kolorow. Poprzednio wszystko co widzialem bylo gietkie, nienaturalnych
proporcji - dzis dlikatne falowanie, przesuwanie konturow. No i to
szybkie zaladowanie - pzryzwyczajony bylem na godzinne oczekiwanie, a
dzis tempo ekspresowe.
No ale nie ma co narzekac, bylo warto, a co najwazniejsze ekipa
dopisla i nikt nie zlapal BAD tripa.
PS Nastepny trip nie byl juz takim przezyciem :(( wiec nie bede
skladal raportu ale VIVA LIBERTY CAPS!!!
tOMAsz R.I.P.
- 7818 odsłon