instrukcja obsługi dxm (750mg), nie bierzcie tego gówna !!!
detale
Apteka:
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
instrukcja obsługi dxm (750mg), nie bierzcie tego gówna !!!
podobne
poziom doświadczenia: tussipect, teraz drugi raz acodin czyli na razie strasznie początkujący :)
- dawka i metoda zażycia: 50 tabletek acodin (750mg dxm) doustnie
- set & setting: pozytywne nastawienie po ostatnim tripie (też na acodinie), dużo czasu - 6 godzin poza domem, brane z ciekawości dla fazy po większej dawce
- efekty: wzrok się pierdoli totalnie, mowa i chód pijaczka, zmieniona grawitacja, później można zauważyć delikatne jąkanie i pogorszoną pamięć
- czy doświadczenie mnie zmieniło: tak, nabrałem dystansu do dxm i innych "lekarstw"
- czym trip różnił się od poprzednich: wszystkim
Moja przygoda z dxm zaczęła się stosunkowo niedawno. Znazłem go tu, na hyperrealu (pozdro) jako tanie, praktycznie nieszkodliwe i nieuzależniające tabletki, więc postanowiłem spróbować :). Poprzednio zażyłem 300mg i było całkiem dobrze, tylko wtedy koleżanka, któa miała mnie pilnować jak mnie zobaczyła to po chwili wróciła a kumpel mnie zostawił po ok. pół godziny, ale i tak tamtego tripa wspominam jako miłego :).
Przejdźmy do rzeczy. Dzień wcześniej zakupiłem sobie dwa opakowania acodinu w tabletkach, niestety musiałem kupować po jednym opakowaniu w jednej aptece, ale w alejach (częstochowa) apteki są jedna przy drugiej :). Niedziela, 7.00. Wstaję, nalewam sobie resztę soku - prawie jedna szklanka, biorę mandarynkę (bo jest kwaśna, a kwas zobojętnia zasadę) i 3 kawałki ciasta (wczoraj była impreza rodzinna) i idę do dużego pokoju żeby w samotności zjeść dxm, póki rodzinka śpi. Biorę 10 tabletek, popijam sokiem, (fuck!) siorka wstała i zaraz tu przylezie, trudno, będę jadł dxm skrycie. Kolejne 10 tablet, potem znowu 10 i znowu i znowu. Razem 50 w czasie około 30 minut (ważę 70 kilo), przy czym ostatnie wchodziły już dość opornie bo bałem się, że rzygnę po takiej dawce. Planowałem wzięcie 900mg ale po 50 tabletkach już więcej nie mogłem w siebie wcisnąć, więc uznałem, że starczy - to w końcu mój drugi raz z dxm.
Wychodzę z domu o 7.50 bo czuję jak zaczyna wchodzić, starszym wcisnąłem kit, że idę na mszę (dobre, nie? wkońcu jest niedziela) i do kolegi i wrócę koło 14. Idę sobie na przystanek i NA (nogi automatyczne - nazwa wymyślona przez jednego z tripowiczów) już działa. Na przystanku próbuję coś napisać, żeby lepiej zapamiętać tripa i dupa, zacząłem pisać drukowanymi. Wreszcie przyjeżdża mój autobus, mam wrażenie, że stanął 2 metry od krawężnika, jak normalnie staje pół metra od krawężnika. Wstaję i zaczynam biec do autobusu, w międzyczasie kierowca otworzył tylnie drzwi, więc zawracam i wbiegam, a raczej wtaczam się do autobusu przez nie. Ludzie trochę dziwnie się na mnie spojrzeli, ale ch** z nimi. Jedziemy na północ (dzielnica), w planie zwiedzanie cmentarza bo teraz tam mało ludzi chodzi - jest 6 dni po Wszystkich Świętych. Nie wiem gdzie autobus kończy trasę, kurwa, no dobra wysiadam tam gdzie jakiś dziadek. Fuck! Tu nic nie ma, tylko jakieś bloki, myśle: no dobra przejdę przy szkółce i pójdę na cmentarz. Uruchamiam NA, ale ciężko idzie, jakieś 200 metrów szedłem z 10 minut, w międzyczasie robiłem sobie kilka przerw i zasłoniłem się ze strachu przed psem prowadzonym na smyczy :). Dochodzę do następnego przystanku, dalej nie mogę, całe szczęście, że stąd jedzie autobus z powrotem do mnie i po krótkim namyśle siadam na przystanku. Ruchy przy tym mam jak robot, ze dwa razy się obiłem o ławkę i usiadłem. Kurwa, co jest grane? Ulica zmywa mi się z pasami na niej i blokami i sklepem dalej. Trudno, nawet to przyjemne :). Podchodzi do mnie jakaś babcia i się pyta chyba o autobus (najpierw widziałem ruch ust, potem słyszałem jakieś słowa. Próbuję odpowiedzieć i z moich ust wylewa się jednoooodłuuuugieeeesłooowooo. Babcia na mnie patrzy jak na menela i daje sobie spokój. Czekam, chcę zapytać jakiegoś mężczyznę o godzinę, ale sam nie rozumiem co mówię. Daruję sobie. Włączam walkmana. Słyszę go tylko prawym uchem, lewe jakby wyłączone całkiem, ale dźwięk słychać taki przytłumiony, jakby dobywał się z kądś indziej. Po połowie piosenki chowam go spowrotem, przestało mi się podobać. Podjeżdża mój autobus, wsiadam, już mogę trochę opanować moje ruchy. Wysiadam 2 przystanki przed domem, myślę, że rodzinka z kościoła wraca to lepiej tu trochę posiedzieć i tak minęło z pól godzinki, w końcu przychodzi do mnie swój człowiek - nawalony menel, który pyta się mnie chyba co piłem a ja mu na to, że nie mam pieniędzy :). Wolę odejść. Wróciłem do domu, duży sukces jak na taki stan. Mama mówi, że zrobiła na obiad pizzę i pyta się mnie czy się cieszę. Odpowiadam, (fuck! co ja robię), wymowa pogorszyła się drastycznie, odpowiadam pojedyńczymi wyrazami. Idę do kuchni, staram się nie odzywać, dostaję kawałek pizzy - kurde, tego nie da się jeść. Nic nie ma smaku, nic nie da się przełknąć, nawet pić jest trudno. Wracam do pokoju i jebut na łóżko. Patrzę na monitor komputera (siorka w coś grała na nim), wszystkie ikony są kilka razy większe, na dodatek coś się na nim rusza i świeci :). Budzę się za pół godziny. Siadam przed kompem i ch**. Ikony się powiększyły jeszcze bardziej, nie mogę nic zobaczyć, wszystko jest podwójne. Jak zamknę jedno oko to można coś zobaczyć. Jadę do kolegów, w takim stanie lepiej siedzieć poza domem. Jazda na rowerze (z gitarą na plecach) jest bardzo przyjemna po dxm :), tylko, że nie mogę jechać prosto, ale mieszczę się na jednym pasie jezdni :). Dojeżdżam na miejsce, trzeba poczekać, w międzyczasie rozmawiam z kolegami, wymawiam pojedyńcze wyrazy, oni jakoś mnie rozumieją i się ciągle ze mnie śmieją, że coś wziąłem, czekamy godzinę aż sala się zwolni, wchodzimy. W sali wujek i ktoś jeszcze (rodzinka kolegi). Zaczynamy grać. Stare dziady się przyłączają i już nie pogramy sobie fajnych cięższych kawałków, kolesie zaczynają gadać coś o bluesie, więc daję sobie spokój, jeden kolega - też gitarzysta zaczyna grać bluesa z nimi. Potem chwilę gramy my i się okazuje, że czas wracać do domu. W domu nawet nie zauważyli, że mnie nie ma, zaczyna mi się polepszać, starsza zaczyna mi mówić, że jakiś dziwny dzisiaj byłęm, ja jej na to, że chyba jestem chory i uwierzyła, mówię już całkiem trzeźwo, starszego nie ma, wróci we wtorek - dzięki ci Boże, rodzice mnie nie zczaili, jest spoko. Idę wcześniej spać. Starczy wrażeń jak na jeden dzień.
Ogólnie dxm nie jeste taki zły, ale w mniejszej dawce, 750mg to za dużo jak na drugi raz, faza trwała calusi dzień od 8 rano wczoraj do dzisiaj rano. Teraz (poniedziałek, 14.11) już prawie wszystko ok. No właśnie, prawie. Oczy od wczoraj suche, bardziej chce się pić, pozdzierana skóra na obu łokciach, fioletowe kolano, kilka innych sińców. Dodam jeszcze, że po dxm następuje całkowite znieczulenie nawet jak się nadziejecie gołą ręka na jakieś krzaki z kolcami to poczujecie tylko miłe dotknięcie i jak mocno walnęliście w te krzaki to trochę krwi wam zostanie na łapach, ciało - całe odrętwiałe jak po dużej dawce alko, zmieniona grawitacja, bardzo pocą się dłonie - same z siebie, fajnie się skacze :).
Ten raz trochę mnie zmienił, napewno nabrałem dystansu do dxm, więcej już nie wezmę w takiej dawce (600mg powinno spokojnie starczyć) i zarezerwuję dużo więcej czasu. Pomimo, że niby osiągnąłem trzecie plateau (750:70=10,7mg na kilogram masy) to nie czułem się szczególnie przyjemnie. Nawet siedzenie było trudne, ciało samo się wykrzywiało, obraz rozmazywał, trzeba było patrzeć jednym okiem (tylko) na jakiś punkt daleko od nas, to wtedy dało się zachować równowagę. Pomimo to polecam dxm, ale w mniejszych dawkach.
Ocena:
apteka:
- 10909 odsłon