kochać! żyć! kochać!
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
kochać! żyć! kochać!
podobne
Kochać! Żyć! Kochać!
czyli kolejny LSD trip-report, o który prosiliście ;)
Zażyte substancje: 4 browary, 1 drops (wisienka) i oczywiście
1 papier (Campbells)
Miejsce: domek letniskowy kolegi
Czas: overnight
Siedziałem z kolegą przed telewizorem, lekko wstawiony. O 21 zacząłem
realizować swój plan odcinając kolejnego cennego papierka i żując go
namiętnie. Godzinę później obaj chapnęliśmy po dropsiku. Zastanawiałem
się, czy papier się czasem nie zestarzał, ale po 1,5h efekty zaczęły
się pojawiać: to typowe dla kwasu uczucie oczekiwania, niemożność
wysiedzenia na tyłku. Po 2,5h wzorki na ścianach zaczęły oddychać,
a telewizor razem z szafką jeździł po całym pokoju ;) Cholera, znów
za wcześnie zjadłem pigułę, bo zanim kwas zdążył się rozkręcić, mdma
przyjebało (i to bardzo mocno). Nie było wyjścia, jakąś godzinkę
siedziałem na tyłku totalnie opanowany przez ecstasy i lampiłem się
w tv, o ile mogłem skoncentrować na nim wzrok. Kolega totalnie wrósł
w fotel i od tej pory do 3 w nocy bez przerwy skakał po kanałach ;)
Działanie MDMA, gdzieś po 1h od wejścia, się ustabilizowało, a kwasik
cały czas rósł w siłę. W końcu poczułem, że natura mnie wzywa i
postanowiłem wyjść na spacer ;) Do mojej dyspozycji było tylko 200m
drogi ograniczonej 2 bramami i ogrodzeniami, ale z początku mi to
starczało ;) Ciemności panowały umiarkowane, niemniej jednak i tak
miałem problemy z orientacją w przestrzeni. Parę razy wpadłem ryjkiem
w siatkę, albo oparłem się o nieistniejącą, szukałem po omacku furtki
która "gdzieś tu przecież była" i takie tam. Im dłużej kursowałem od
jednej bramy do drugiej, tym bardziej czułem się nimi ograniczony.
W końcu wróciłem do domu po zestaw, który potem towarzyszył mi jeszcze
ładnych parę godzin, a składał się z: browara pod pachą, szluga w
zębach, pęku kluczy w jednej ręce i miseczki jagód w drugiej. Musiałem
wyglądać komicznie, zwłaszcza zanosząc jeszcze do domu napotkanie
kwiatki, ale wtedy to było mało ważne.
Wziąłem klucze, usiadłem przed bramą i kombinowałem. Wpychałem je
do kłódki na wszystkie strony, ale nic się nie działo. Nic dziwnego,
poziom "szumu" wizualnego osiągnął taki poziom, że widziałem głównie
swoje myśli i losowe wyładowania kolorowych receptorów, a nie to, na
co miałem patrzyć. Po kilkunastu minutach szarpania się z zamkiem,
usłyszałem "klik" i furtka stanęła otworem. To było bardzo przyjemne
uczucie, jakby nagle cały świat był mój i tylko na mnie czekał ;)
Od teraz do 3 w nocy robiłem sobie spacery na trasie działka - brama
- do 200-250m za bramę. Takich kursów było może ze 20-30, a kolega
nie mógł wyjść ze zdumienia, że chce mi się tak łazić. Dla mnie
siedzenie w czterech ścianach było najbardziej bezproduktywną rzeczą,
jaką mogłem sobie wyobrazić. Z początku wziąłem ze sobą odtwarzacz
mp3, ale okazało się, że muzyka wcale dobrze nie współgra z moim
tripem. Resztę czasu spędziłem w absolutnej ciszy, słuchając odgłosów
nocy (o mamo, jak pięknych), szelestu ściółki pod moimi butami,
swojego oddechu i od czasu do czasu głosu. Wszystko było takie nowe,
takie piękne, godne uwagi i podziwu. Czułem się zjednoczony z naturą,
częścią swojego otoczenia. Jako, że była noc i byłem daleko od łuny/
aury miasta, mój wzrok zachowywał się jak źle nastrojony telewizor.
Musiałem więc radzić sobie innymi zmysłami. Wiele czasu spędziłem
bardzo delikatnie dotykając, pieszcząc kwiatki, wąchając korę drzew,
przesypując garście ziemi, wsłuchując się w odgłosy pola, lasu, ...
Do dziwnych celów, wręcz perwersyjnych, używałem też własnego języka.
Cokolwiek mogłem dotknąć rękoma, musiałem też dotknąć językiem :)
I tak badałem nim fakturę rdzy na znaku drogowym, siatki, kwiatów,
drzew, własnych rąk, wszystkiego, co wzbudziło moją uwagę. Moja
rozwiązłość seksualna osiągnęła szczyt, kiedy odkryłem, że przyjemność
sprawia mi dotykanie własnej skóry (mam gładziutką jak niemowlę -
przyp. red. ;)). Bardzo prawdopodobne, że mój zmysł dotyku był
tak bardzo, bardzo czuły ze względu na pigułę, która, nota bene,
sprawiła mi przykrą niespodziankę, gdy zaczęła schodzić. W środku
kwasowego tripa poczułem, jakby zniknęła jakaś część mojej jaźni,
wrażliwości. Ale nie było tak źle. Zapach nocnego powietrza,
głębokie oddychanie i medytacja napawały mnie takim spokojem, jakiego
dawno nie czułem. W takim stanie nawet zejście z piguły nie mogło
zepsuć mi nastroju. Było po prostu bosko.
Zdążyłem jeszcze przywitać się z drzewem, na którym jako smarkacz
budowałem (z tym kolegą) domek. To zabawne, że w ciągu ostatnich
lat byłem tu kilka razy, a dopiero teraz przypomniałem sobie o
istnieniu tego drzewa. Wracałem już, gdy spojrzałem w lewo, na
wielkie pole zboża, i chora myśl strzeliła mi do głowy :) Rozpędziłem
się ile sił w nogach, wpadłem między kłosy i zacząłem się tarzać :P
Leżałem tak dobrych kilkanaście minut, zafascynowany resztkami
swoich halucynacji i podziwiając, jak niebo przechodzi różne odcienie
granatu, błękitu, gdzieniegdzie wpadając w czerwień. Kurde, chętnie
narysowałbym to zboże, las i niebo, ale to może kiedyś, jak będę
miał więcej weny, niż teraz.
W końcu dotarłem na dobre do domu, wykończony jak po maratonie, ale
szczęśliwy. Łyknąłem 5-HTP i postanowiłem spróbować zasnąć. Kolega
chrapał aż miło, a ja, wiadomo, miałem z tym większy problem, ale
udało mi się też do jakiegoś stopnia wyłączyć mózg i choć godzinkę
przekimać.
Co było niesamowite, to czas działania kwasa. O 12 w południe nadal
miałem lekkie zniekształcenia dokoła kształtów (takie mroczki), a
mój wzrok starał się wynagrodzić mi to, że w nocy się nie spisał ;)
Kolory były absolutnie przecudowne, spacer lasem do sklepu przypominał
chodzenie w środku jakiejś baśniowej, pastelowej ilustracji. Nigdy
wcześniej nie widziałem tak pięknych kolorów, w tylu odcieniach i
kontrastach. Nie da się opisać błękitu nieba, na które patrzyłem
przez absolutnie zielone liście, idąc po brązowej, żwirowej ścieżce.
Mniam. Szkoda, że nie widzę tak kolorów zawsze, bo nie da się dołować,
widząc takie piękno dokoła. Ale może z czasem uda się i bez kwasa? :)
Niespotykane nasycenie kolorów utrzymywało mi się jeszcze do 22,
czyli ok. 24 godziny od wjazdu!
Skąd tytuł tego raportu? Niestety, nie jestem dziś w zbyt poetyckim
nastroju i część atmosfery tamtej nocy mi w tekście umknęła. Nie mogę
opisać poczucia spokoju, ciekawości i spełnienia, jakie miałem.
Natura była absolutnie przepiękna i wtedy zastanawiałem się, czy
musimy się tak od niej izolować i ją męczyć, zamiast do niej wrócić.
Takie rozważania nie mają jednoznacznej odpowiedzi więc najlepsze,
co mogłem zrobić, to uświadomić sobie (jak wcześniej nakwaszony),
że i tak nie zrozumiem świata i tego, jak funkcjonuje. Mogę za to
cieszyć się tym, co mam, oczywistymi rzeczami, które "na trzeźwo"
wydają się zbyt prozaiczne, by komukolwiek za nie dziękować.
A ja czułem się zafascynowany i wdzięczny tym, że mam świadomość,
że mam wolę, że mam, jak to mi do głowy wtedy przyszło, "moc
sprawczą", że mogę działać. I że mogę kochać. Mogę dawać siebie
innym, poświęcać swoją energię, by zmieniać świat, i to jest właśnie
piękne. To jest miłość. Miłość to rozwój, to przeciwstawianie się
entropii ;) O.
I to by było na tyle, w poniedziałek byłem trochę zmasakrowany
(brak snu m.in.), ale potem szybko wróciłem do siebie, bez żadnej
pigułowej deprechy (viva 5-HTP), a spotkanie z koleżanką we wtorek
było bardzo radosne zarówno dla mnie, jak i dla niej (zdziwiła się,
czemu mówi mi tyle rzeczy, a tak słabo się znamy... cóż, to te
resztki mojej pigułowej aury otwartości ;>)
Trza dziękować, dziatwa, kwasom, za to, że są. I je czasem jeść,
bo naprawdę jest ekstra. Tylko jak można po tym mieć bad tripa? ;-O
A może niedługo zjem po jednym z dziewczyną... oooo to będzie
perwera ;)
Ciekawe, co się dzieje po 2 papierach. Ktoś potrafi to porównać
do jednego?
To się rozpisałem. I tak wiem, że nikt tu nie doszedł ;)
- 7734 odsłony