Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

metafizyczny hihot

metafizyczny hihot



motto:

było smaszno a jaszmije smukwijne

świdrokrętnie na zegwniku wężały

peliczaple stały smutcholijne

a zbłąkinie rykoświstąkały




W moim posiadaniu znajduje sie 300mg 2c-i w eleganckiej dilerce.

Rozpuszczam to w butelce wody zdatnej do użycia dla niemowląt.




Dzień pierwszy



Dokładnie dozuję sobie okolo 20mg 2c-i. Juz po około 45 minutach

odczuwam działanie, lekkie oszołomienie, rozbawienie. Nic specjalnego.

Brak zaburzeń widzenia. Jestem zawiedziony.




Dzień drugi



Tym razem daruje sobie dawkowanie. Pociągam kilka porządnych łyków. Dawkowanie

jest dla cieniasów. Nie ma to jak hardkor. Myślę, że to około 50mg.

Zaczyna się powoli, od dreszczy i wzrastającego uczucia ciepełka i

błogostanu. Po około godzinie od zażycia wkraczam

w Kraine Po Drugiej Stronie Lustra. Słowa przestają mieć znaczenie.

Widzę na różowo. Jest słodko, milusio i fajniusio. Próbuje czytać

posty. Nie poznaje własnej twórczości, czuje się jakbym po prostu była,

a nie była kimś konkretnym. Całości towarzyszy metafizyczny hihot,

tylko tak to mogę określić - każde czytane przeze mnie zdanie jest jakby

komentowane przez postacie z Alicji z Krainy Czarów, w ironiczny sposób,

a następnie te komentarze są także komentowane i tak ad infinitum. Nie mogę

powstrzymać się od śmiechu. Absurdalna rzeczywistość. Wszystko jest takie

absurdalne. Całe moje życie, wszystkie ludzkie czynności. Mimo kompletnego

psychodelicznego zamotania jestem w stanie pisać i czytać, ale czytanie to

polega raczej na wyławianiu z tekstu poszczególnych fragmentów i składaniu

treści na nowo, a pisanie jest odrobinke dziwne, bo ręce są odległe o jakieś

pięć metrów od ciała. Źrenice wielkie jak jednozłotówki. Chwilami nachodzą

mnie myśli o tym, że przesadziłam, ale nie są w stanie zepsuć mi dobrego

nastroju, na tym środku po prostu nie da sie mieć bad

tripa. Po jakimś czasie siostra chce skorzystać z komputera. Bez trudu

otwieram jej przeglądarkę i wychodzę z pokoju. Siadam w ubikacji i zaczynam

czytać ksiązkę o programowaniu. Opisywane algorytmy nabierają nowego znaczenia.

Nie chce mi się wierzyć, że ktoś mogł wypisywać takie rzeczy (ksiązka jest

po angielsku). Te zdania są przecież absurdalne! Człowiek (matematyk),

który to pisał musiał być chyba pod wpływem środków psychoaktywnych. Po

jakimś czasie siostra zwraca mi komputer. Czytam pl.rec.humor.najlepsze.

Każdy post wydaje mi się szczytem absurdalnego humoru, dostrzegam kapitalne

dowcipy w najprostrzych zdaniach. Trip jest coraz mocniejszy. Chwilami

nie jestem w stanie zrozumieć sensu zdań, które czytam, słowa są osobne,

nie układają się w całość. Chwytam się na tym, że od 10 minut wpatruję

się w jeden fragment, tak bardzo mnie zastanowił. Staram się nie odpowiadać

na listy, mimo, że czasem mnie korci, wiem, że moje wypowiedzi mogłyby

zostać odebrane w nieodpowiedni sposób ;8]. Wyprawa po wode mineralną

na dół to wkroczenie w kraine mitów cthulhu, inne wymiary, nieeuklidesowe

przestrzenie, mimo to bez trudu trafiam do lodówki (na szczęscie nikogo

po drodze nie spotkałem). Jednokolorowe powierzchnie powoli pulsują

zmieniając kolor od różowego przez pomarańczowy do ciemnoniebieskiego.

Na skraju pola widzenia widze chwilami jakieś błyski, formy - kiedy

zerkam w ich kierunku niczego oczywiście nie zauważam.



Po około 5 godzinach czuję sie już na tyle normalnie, że rozumiem

bez trudu tekst czytany i jestem w stanie rozmawiać normalnie z

matką, co w cale nie znaczy, że jestem już normalny, o nie nie.

Metafizyczny hihot nadal mi towarzyszy. Utrzymuje sie stan euforii.

Czuję się jakby rozedrgany. Jest mi cieplutko i przytulnie. Czuję

lekkie pieczenie w klatce piersiowej. Rozmawiam z matką, jestem

nastawiony do niej przyjaźnie, chce mi się prowadzić rozmowę. Oglądamy

przez chwilę razem telewizję.



Czuję się zmęczony, kładę się. Leżenie w ciemności sprawia mi

przyjemność. Powoli zasypiam. Nic mi się nie sni. Rano zero

zjazdu, kaca, nic.




Dzień trzeci, czwarty, piąty, szósty i siódmy


Każdego dnia rano popijam odrobinę z buteleczki, mieszając

ją najpierw dokładnie. Dochodzę do stanu metafizycznego

hihotu połączonego z lekką euforią, ale bez silnych efektów

psychodelicznych. Odpowiada mi to. W końcu butelka się kończy.

Trzeba zdobyć nową porcję! Bardzo polecam ten środek. Przyjemnego

tripowania!

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media