mirystycyna - podróż z aromatyczną gałką muszkatołową
detale
mirystycyna - podróż z aromatyczną gałką muszkatołową
podobne
Niedziela, 9 czerwca 2013, godzina 00:32; 4 godzina trwania stanu otumanionej ekstazy i euforii po zażyciu gałki muszkatołowej, w ilości orzechów startych - 6 sztuk. Gałka przyjmowana (wypijana) była od godz. 16:55 do 17:26 dnia 8 czerwca, w sobotę.
Recenzja poetyckiej fazy gałczanej z niby-marihuanowym tłem bez użycia THC.
Zjaraliście się kiedyś tak mocno, że byliście na krawędzi ogarnięcia świata i umysłu, o mało nie wpadając w przepaść przepalonej bani z czarnym tłem?
Otóż ja raz w życiu, na Sylwestra 2011/2012 :) Ale to chyba wina zbyt duzej ilości alkoholu i wypalonych lufek MJ. Nieistotne.
Teraz jestem w trakcie bani naprawdę pozytywnie wciągającej, napinającej mięśnie, powodującej podekscytowanie, wręcz seksualne podniecenie, dającej radość z tak prostych czynności jak leżenie na łóżku czy przebranie się w piżamę.
A zaczęło się to tak:
Po tygodniu czytania raportów o zażyciu gałki, o której dowiedziałam się przez przypadek rok temu, postanowiłam przejechać się tramwajem do Leklerka (taki market) po 3 opakowania całych orzechów gałki muszkatołowej firmy Kotanyi - tylko takie zresztą były. Koszt - 1,92 za opakowanie, w środku 2 sztuki (u mnie na osiedlowym ta sama gała za 7,15 za opakowanie - swoją droga niezła marża).
Starłam najpierw 4 orzechy gałki (dość twarde, ale dające się zetrzeć bez więszych problemów, w środku białe), zalałam je zimną wodą i dokładnie wymieszałam, odczekałam z 2 minuty, utworzyła się breja w beżowo-brązowym kolorze. Trzeba było to wypić. Najpierw po łyczku, zapijałam Colą Zero (dziwne w połączeniu z gałką, wzmacnia tą gałkowo goryczkę, ale w pozytywny sposób). Po godzinie wypiłam kolejny roztwór 2 startych gałek i wody. Ogólnie smak mocno korzenny, intensywny, trochę indyjsko zapodaje (jakby masala bez imbiru i kurkumy, hehe), gorzkawy, nawet nie najobrzydliwszy smak, gorzej z konsystencją. W pewnym momencie zostały mi same fusy na dnie. Musiałam je jeść łyżeczką, wchodziły mi w zęby, mieszały sie z tą Colą, nieciekawe uczucie ale gorsze rzeczy się zdarzają, np. milion razy gorszy, gorzki i ochydny jest aviomarin, jak się go niechcący przed podróżą rozgryzie (ale nigdy go nie brałam w innych celach niż przeciw mdłościom w samochodzie). W skali nieprzyjemności 1-10 to jak amfetamina ma dla mnie metodą sniffu 5, to gała ma 6, czyli minimalnie gorzej. (Kurde, rozpisuję się w szczegółach, mocno mnie teraz bania rypie, jest 1:00, 9.06.2013.) przez pół godziny pisałam tekst PONIŻEJ, a teraz wróciłam na górę dopisac szczegóły, ale to durne, mocna baaania!)
Godzina 17:30-19:00 - rozpoczynanie się fazy, odczucia podobne jak przy 2 piwach lub 3 buchach MJ.
19:00-21:00 - Faza jak na zjaraniu się, no identyczna, śmiech, gastro, słuchanie muzy wkrętowej, czerwone i przymrużone oczy, ospałość na zmiane z energią i różnymi ruchami w takt muzyki, nawet współlokatorka mówiła, że wyglądam na zbakaną.
21:00-23:00 - Oglądanie filmów na Youtube, głównie teledyski i krótkie filmiki, rozkminianie wyglądu wykonawców, dociekanie ich pochodzenia, wyszukiwanie tekstów i ich analizowanie, mocne pobudzenie, poczucie ujarania i intensywnej fazy po MJ, wrażenia bardzo pozytywne.
Od 23:44 - Do teraz (00:51) jest mocna faza. Swędzą mnie strasznie ukąszenia po komarach, momentami rozprzestrzenia się to na całe ciało. Przestaje. Umysł jest przyciemniony i ukierunkowany tylko na jakąś jedną rzecz, skupia się na jednej czynności. Łatwo się rozpraszam, przestała mi się podobac cała muzyka. Wyciszam się. Rozmywają mi się litery na klawiaturze. Piszę to i piszę, nie mogę się skupić. Odezwę się zaraz. Mam zgaszone światło, na chwilę zahibernuję laptopa.
Minęło 10 minut z zamkniętymi oczami, jest 1:01. Otoczyła mnie noc, z której nie mogłam wyjść. Głowa pulsowała, serce waliło, umysł wariował, ciężkość, ciężkość fazy zaczyna przygniatać. Chce zasnąć, ale nie mogę. Spóbuję się napić i iść spać. Czuję się dziwnie. Nudności lekkie, drżenie rąk i powiek. Trzęsienie się, uczucie zimna, dekoncentracja, strach przed ciemnością. Chyba idę spać, czuję się zmęczona. Jeśli się jutro ogarnę, napiszę w komentarzu co i jak było dalej.
Na tą chwilę, godzina 02:05, faza jest jeszcze intensywna. Od zażycia minęło 8 godzin, od rozpoczęcia przygody i tripa czyli właściwie od 21:00, mamy 5 godzin. MJ przestaje mnie fazować po około 3 godzinach, a działa właściwie od razu. Tak więc szykuje się dłuuuga bania, bo od 5 godzin jest ciągłe nasilanie wrażeń, a przewidywana ich długość to 12 godzin, nawet do 16. Mam nadzieję, że jednak uda mi się teraz zasnąć.
W mojej ocenie - do teraz, bo zejścia jeszcze nie zaznam przez najbliższe godziny, faza jest warta świeczki, przełykania i zapijania gałczanego roztworu, a nawet i samego ścierania orzecha, które trochę trwa.
Czy moja opowieść trafi do raportów, czy odrzutów, i tak w komentarzach opowiem co było dalej.
Pozdrawiam wszystkich.
- 22833 odsłony