noł mor

Nad pieknym miastem Lódz slonce zmierzalo ku zachodowi. W apteczce znalazlem 2 opakowania pabialginu z wykrzyknikiem, lal to znaczy ze wali w mózg jak mój ksiadz male dziewczynki. W jednej bylo 8 a w drugiej 7 tabletek, co z prostego rachunku wychodzi razem 15 i wlasnie te 15 lyknalem popijajac liderszajsem pomaranczowym. Poszedlem do kompa, pogralem w wajs siti gdzies tak z godzine. Po ów godzinie wszystko zaczelo sie ciagnac, to malo powiedziane ciagnac, jakby mnie któs wrzucil do miodu takiego plynnego marki duzo-tanio-tesko. Zrobilem sie senny, i zaczelo mi sie krecic w glowie ale nie tak jak po %, najchetniej wtedy siedzialbym przed kompem i nic nie robil. I wlasnie tak siedzialem gapiac sie na monitor, wszystko bylo jakies dlugie a mi nawet nie chcialo sie ruszyc wysikac. W koncu postanowilem isc spac, i tu byl problem, musialem dojsc do swojego pokoju. To byla meka, nic w porównaniu powrotu do domu po spaleniu g i wypiciu za duzo bro, chodzenie sprawialo mi ból, to jest nie fizyczny ale psychiczny. Nie wiem po ilu minutach/godzinach dotarlem do lózka ale jak jusz dotarlem to padlem w ubraniu i czarny sen.

Rano stara mnie budzi i pyta sie czemu jestem w ubraniu, ja jej na to ze bylem za bardzo zmeczony i koniec. Wstaje rzygac mi sie chce potwornie ale postanowilem wytrzymac. W altobusie po przejechaniu paryu przystanków wyskoczylem puscilem pieknego pawia, zapalilem peta, posiedzialem, przyjechal nastepny, w szkole tez puscilem pawika i wogóle fatalnie sie czulem.

Na koniec, nie wiem jak moze sie to komus podobac, jak mozna sie od tego uzaleznic (chyba barbiturany) i jak ludzie znosza zjaz na drugi dzien. Nic mnie to nie zmienilo nadal jestem pojeb*ny i tylko wiecej jusz tego nie wezme. Di ent