Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

psychoza amfetaminowa w pełnej krasie

psychoza amfetaminowa w pełnej krasie


Witam potencjalnych czytelników.



Jeżeli chodzi o doświadczenie - bo od tego zdaje się większość zaczyna tu swoje wywody - to wspomne tylko, że jest spore i obejmuje większość dostępnych przed kilku laty środków (od mocnej kawy po brown sugar i inhalanty w tym np. eter i to nie wdychany a pity czego swoją drogą nikomu nie polecam). Obecnie jestem generalnie trzeźwy choć zdaża się, że czasem wypiję parę piwek a jeżeli ściągnę do tego jeszcze chmurkę trawki to jest już duże święto.



Wszystko co powyżej ma znaczenie tylko dlatego, że:




  • sytuacja, która opisuję zdażyła się trzy lata temu i wrażenia straciły już nieco na świeżości oraz na aktualności dzięki Bogu.



  • w widełkach, którymi określiłem doświadczenie znalazły się równierz psychodeliki: LSD, kilka gatunków grzybów, bieluń, gałka i delirianty: budaprem i aviomarin. Dzięki znajomości działania tych środków psychoza okazała się bardziej znośna co sprawiło, że całkowicie nie wariowałem w momencie gdy pojawiły się pierwsze rewelacje.




Substancją, która była sprawcą całego zamieszania jest amfetamina, zażywana od kilku dni (dokładnie jest to czwarta doba), co jakiś czas - pierwsze dwie doby dożylnie, następnie z powodu niemożności wkłucia się (roztelepane łapy, wessane żyły itp.)wciągana nosem. Przed wciąganiem pierwsze dwie setki zostały wypite ze strzykawki czego uzasadnienie powyżej. Całkowita dawka jest trudna do ustalenia ale nie większa niż 2g a środek używany od lat 5, ze szczególnym wskazaniem na ostatnie dwa kiedy to brany jest prawie codziennie - prawie bo kiedyś trzeba odsypiać i wtedy jest ten moment abstynencji.

Alkoholu nie piłem aż do czwartej doby bo nie miałoby to sensu.



Jakie jest działanie amfetaminy każdy wie i nie widzę większego sensu by się nad tym specjalnie rozwodzić - działa na wszystkich praktycznie tak samo i jest raczej prymitywna. W skrócie powiem tylko, że przeczytałem w tym czasie stosik książek i napisałem niemałą ilość tzw. "wierszy". Już sama alienacja i potrzeba pisania tej wątpliwej jakości "poezji" jest uważana przez niektórych za objaw psychozy amfetaminowej ale w porównaniu z tym co miało nadejść to małe piwko.



Nie wiem, która to mogła być godzina ale był to poranek, kiedy odzyskałem przytomność - bo nie mogę powiedzieć, że się obudziłem ponieważ nie spałem, tylko miałem taki stan zawieszenia, który trwał "trudno powiedzieć ile" - i postanowiłem zapalić papierosa. W tym celu udałem się do kuchni, zapaliłem zapalniczką pozbawioną gazu jeden z palników, odpaliłem fajeczkę i wracam sobie do pokoju.

Przechodziłem obok WC - myślę sobie wstąpie bo nocną koncetrację przerywały co jakiś czas nerwowe biegi do kibla. Wchodzę do środka, drzwi zostawiam otwarte bo jestem sam w domu...



Nagle z muszli wystrzela czarna łodyga, z której natychmiast rozwijają się liście a cała roślina wije się po całym pomieszczeniu. Widze to i wiem, że to nie może być prawda (jeden z moich kolegów miał halucynacje już po jednorazowym przyjęciu speeda razem z grasem) ale roślina nie robi mi krzywdy a wydaje się być bardzo piękna. W tym momencie podejście do tego zjawiska ustawiło mi początkowo psychozę jako bardzo przyjemną, pewnie dlatego, że czułem dystans do swoich widziadeł i zdawałem sobie sprawę z ich nierealności, dzięki czemu podchodziłem do nich bez lęku i z humorem.



Dokładnie tak. Pojawienie się tych sensacji wywołało umnie euforię. Dlaczego? Ano dlatego, że jeżeli wyobrazimy sobie jakieś pomieszczenie i chcemy je dekorować to większość ludzi ma do dyspozycji: meble, tapety itp. oraz np. dźwięk, który też przecież wprowadza dodatkowo jakąś estetykę. Ja miałem dodatkowo halucynacje, których w rzeczywistości nie było a dla mnie jednak były, bo sam je stworzyłem. A skoro były piękne to moje wnętrze, z którego pochodzą musi być równierz piękne a zatem ja jestem piękny.



Tak to sobie wytłumaczyłem i totalnie myślą tą nakręcony pobiegłem do pokoju. Usiadłem sobie w kącie na materacu i palę sobie elegancko papieroska. Dym wciąga się trochę ciężko bo parę paczek przez te dni poszło, fajka się kończy to myślę sobie - zapalę drugą póki mam żar żeby nie biec za chwilkę do kuchni po ogień. Biorę do ręki paczkę fajek i... na celofan, którym pokryta jest paczka spada duża (jakiś centymetr wysokości i pół centa szerokości), ciężka i kolorowa kropla. Odbija się ona powoli od celofaniku rozbijając się na kilkanaście mniejszych swoich klonów, celofan faluje jak powierzchnia jakiejś oleistej cieczy a oprócz odbitych kropel, tryskają też z niego promienie światła. Każdy promień jest wielobarwny tj. nie ma jednakowego koloru na całej swojej długości. Widok był tak fascynujący, że spotęgował euforię i ciekaw bylem co będzie dalej.



Po chwili zawieszenia nad paczką rozejrzałem sie po pokoju. Za drzwiami zauważyłem te charakterystyczne promyki, więc podszedłem nieco bliżej i okazało się, że stoją tam trzy około półmetrowej wysokosci świetliste postaci zbudowane z tej samej świecącej materii co kropla i promienie. Światło pulsowało i kolory w obrębie postaci zmieniały się jak kolorowe odbicie na plamie oleju ale były dużo ostrzejsze i wyrazistsze. Miałem wrażenie, że nie jest to halucynacja a wynik tego, że być może amfetamina zniszczyła jakąś zasłonę zakrywającą cześć rzeczywistości przed oczyma zwykłych ludzi, gdyż jest ona jakąś niewygodną tajemnicą. Czy postaci te były Bogami ukrywającymi swą mikrą postać przed ludźmi za niewidzialną zasłoną aby zmusić ich do przestrzegania objawionego prawa lub podejmowania działań, których ludzie świadomi rozmiaru i kruchości Bogów by nie wykonywali? A ja od tych czynności częściowo byłem wyzwolony bo nie jadłem i nie defekowałem już od paru dni.



Ja się zamyśliłem a oni znikneli (nie był to jakiś przebłysk czy powidok tylko solidna prawie dotykalna wizja utrzymująca się parę minut). Rzuciłem znów okiem na pokój, na plakaty na ścianach i okazało się, że to nie są już plakaty a coś jak małe telewizorki z ruchomym i trójwymiarowym obrazem (głębia i ostrość obrazu były imponujące a kolory niezwykle żywe). Tom Waits uchylał kapelusza kołysząc się w prostym tańcu z gitarą, postać powożąca rydwanem z reklamy pewnego napoju energetyzującego strzelała lejcami a rydwan podskakiwał jakby mknął potykając się o polne kamienie. Natomiast foliowy języczek, który należy urwać otwierając karton soku poruszał się jakby należał do członka Kiss i machał do mnie z instrukcji opisującej jak dobrać się do tego kartonu zawartości. Wszystko to zrobiło na mnie spore wrażenie.



W tym momencie do mieszkania wkroczyła koleżanka, która mieszkała w pokoju obok i od drzwi spytała DLACZEGO TAK ŚMIERDZI GAZEM - okazało się, że zapomniałem wyłączyć. Niezbyt przejęty tym, że zapalając kolejną fajkę połówką mógłbym podzielić się ze Św. Piotrem, podbiegłem do niej i zacząłem opowiadać co ciekawego dzieje się z plakatami. Niepodzielała mojego entuzjazmu ale dla świętego spokoju weszła rzucić okiem, wcześniej zakręcając gaz i otwierając okna oczywiście. No i skaczę sobie tak niespełna rozumu i pokazuję jej plakaty, na których ona oczywiście nic ciekawego nie widzi, potem mówię jej co ostatnio robiłem, ona kiwa głową z politowaniem i idzie do siebie.



O co tu chodzi? Chwilę temu widziałem boskie karakany a Waits jeszcze teraz na mój widok uchyla kapelusza i kłania się w pas a one nie lubi mnie chyba. Dlaczego?



Olałem plakaty siedzę i rozmyślam a językiem wodzę sobie po zębach. O kurwa - chyba się ruszają. Biegnę do łazienki i oglądam zęby, dziąsła i język w dużym lustrze.



Jezu, język jest pogryziony ale zdążyła się już wytworzyć na nim cienka gojąca się błonka. Ale pod nią na całej długości języka oraz na dziąsłach znajduje się opalizująca ropa. Panika. Próbuję ją wycisnąć ale nic z tego. Nie ma wyjścia wrzód należy przeciąć. Biorę do ręki żyletkę i usiłuję wywalić jęzor jak tylko jest to mozliwe. Koleżanka niesie do kuchni zapasy jedzenia z domu i widząc, że coś kombinuję, staje w otwartych drzwiach i pyta co też takiego odpierdalam z tą żyletką przed lustrem. Odpowiadam, że muszę pozbyć się ropy z języka. Na to ona określa moją sprawność intelektualną grubym słowem, wyjmuje mi z ręki żyletkę i odprowadza do pokoju jak duże, głupie dziecko (swoją drogą jest dość odważna bo mam prawie dwa metry, ważę 120 kg, byłem w stanie jak wyżej no i miałem tą żyletkę dodatkowo - a nie była moją dziewczyną czy kimś w rodzaju żony, która rzeczy takie robiłaby niejako urzędowo). Po drodze tłumaczy mi, że nie ma żadnej ropy i żebym lepiej sobie usiadł. Siadam i pcham jej pod oczy karton po soku - może teraz zobaczy wreszcie ten odjechany, machający języczek. Niestety nie widzi. Przeprasza, wstaje i wychodzi. Za moment pojawia się z trzema piwami, otwiera jedno i każe mi pić. Potem kolejne i jeszce jedno. Coś tam opowiada o tym co zdarzyło się u niej w domu a mi po raz pierwszy od kilku dni chce się spać i czuję, że muszę się na chwilkę położyć.



Miałem sporo szczęścia. Kolega w podobnym stanie postanowił wyciąć sobie z policzka pryszcza, którego nie mógł usunąć i... ZROBIŁ TO. Ja wiem, że w porównaniu z cierpieniami ludzi uzależnionych od opiatów to może niewiele, ale odcięcie sobie kawałka twarzy z pewnością nie świadczy o psychicznym zdrowiu. No i brzydko to potem wygląda.



Wcześniej zdażało mi się po dwóch dniach podobnych "zabaw" słyszeć głosy i odwracać się w ich kierunku. Przed jednym z egzaminów po ostrym zakuwaniu i szpachlowaniu byłem pewien, że... się zlałem (Czułem w kroku wilgoć i wydawało mi się, że na spodniach od garnituru jest plama. W uczelnianym WC okazało się jednak, że wszystko w najlepszym porządku ale domyślacie się pewnie jak zdaje się poważny egzamin nie mając nawet pewności, czy ma się mokre majty czy nie). Miało miejsce wiele podobnych sytuacji ale tylko w tej, którą powyżej opisuję otarłem się o realne niebezpieczeństwo - wybuch gazu i okaleczenie.



Szkoda, że tak długo trwało aż uświadomiłem sobie, że pewnych rzeczy robić zwyczajnie nie warto.



Podrawiam wszystkich i uważajcie na siebie bo żyje się raz.

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media