wickedstory
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
wickedstory
podobne
jest godzina ósma dwadzieścia cztery
pierwszego dnia przerwy świątecznej;
przebudził mnie dzwięk telefonu
jednak nie miałem problemów by wstać i odebrać, pomimo że
zeszłego dnia moje podekscytowanie oraz zniecierpliwienie nie pozwoliło mi zasnąć
do godziny drugiej,
wręcz przeciwnie
zerwałem się z łóżka i podbiegłem do aparatu zrywając z niego słuchawkę;
-"siemanko, zaczynamy?"- tak właśnie rozpoczęłem rozmowę gdyż dobrze
wiedziałem kto dzwoni
zenon poinformował mnie że u niego w domu nikogo już nie ma;
zorientowawszy się że mój dom również jest pusty
umówiliśmy się u mnie
w międzyczasie zjadłem śniadanie oraz przygotowałem się
spakowałem plecak w którym znajdowały się krótkie hawajskie spodnie, koszula z krótkimi
rękawami o bardzo oryginalnym kolorze należąca do mojego ojca, z czasów gdy chodził jeszcze do
szkoły średniej, słomiany kapelusz mojej mamy, tytoń o smaku cherry oraz wyposażenie niezbędne
do kręcenia blantów, diskmen oraz płyty z muzyką lat 60, pomarańczowe okulary i kanapki..
upewniłem się jeszcze że zabrałem wszystko co może być potrzebne, niezbędne lub też może
urozmaicić dzisiejszą podróż, po czym poszedłem otworzyć drzwi gdyż zenon
dzwonił już od dwóch minut;
jego niecodzienny uśmiech oraz humor zdradzał niemniejsze podekscytowanie od mojego oraz
przeczucie niezwykłego wydarzenia, a raczej
przygody
zasiedliśmy w kuchni przy stole na którym leżały przygotowane już przeze mnie nożyczki;
przedzieliliśmy nimi dwa drobne skrawki tektury o wymiarach pół na pół centymetra zapakowane w
woreczku hermetycznym który zenon wyjął z kieszeni swoich spodni;
na jednym z nich wydrukowana była "rączka" natomiast na drugim
"ananas"
każdy z nas włożył dwie połówki tekturki- po jednej z każdego rodzaju- pod język;
teraz już wiedzieliśmy że nie ma odwrotu
w dwadzieścia minut dotarliśmy na umówione miejsce by spotkać się z resztą naszej
sześcioosobowej ekipy
po przybyciu zastaliśmy henryka oraz stefana w których ustach topił się już podobny specyfik
niedługo po nas przybył ryszard z telesforem po czym wszyscy udaliśmy się na przystanek busa
który miał nas wywieźć do najbardziej kolorowej oraz wygiętej krainy, mianowicie do henryka na
działkę
już w busie niemożliwe było dla nas by
nie zwracać na siebie uwagi gdyż śmialiśmy się ze wszystkiego począwszy od rozkładu jazdy,
kształtu oraz koloru pojazdu, na firankach busa kończąc
zakupienie biletu stanowiło niemały problem i to nie tylko dla mnie
kierowca był oschły oraz opryskliwy mimo to moja zmieniona percepcja kazała mi uznać go za
jednego z najbardziej wesołych oraz wyluzowanych kierowców z jakimi miałem przyjemność jeździć
po zamieszaniu oraz drobnym opóźnieniu jakie wywołaliśmy nie mogliśmy opędzić się od
podejrzliwych spojrzeń innym pasażerów
podczas podróży zachowywaliśmy się nadzwyczaj głośno; wykorzystując okazję każdy z nas przebrał
się w przyszykowane stroje
na moim zegarku minęło pięć minut a za oknem widzę już nasz docelowy przystanek,
jednak dopiero później zdałem sobie sprawę z tego że niemożliwe jest byśmy w tak krótkim czasie
przejechali dwadzieścia pięć kilometrów..
Wyszedłem pierwszy, a raczej wyskoczyłem gdyż napięcie było już zbyt wielkie bym mógł dłużej
wysiedzieć w tym teleportującym urządzeniu, w którym nawet faktura podłogi była powodem do
ataków śmiechu i co się z tym wiąże trudności w złapaniu oddechu
stojąc na przystanku przed busem widzę wyłaniające się z niego postaci
henryk wyszedł powoli o kulach, w kolorowych getrach w kwiaty należących do jego mamy
oraz bluzie z napisem "mazury '86"
zaraz za nim wyszedł zenon przebrany za pastucha w moim kapeluszu oraz w koszulce z podobizną
kurta
stefan miał trudności ze znalezieniem wyjścia i wcale mu się nie dziwię gdyż maszyna ta była
złowrogim labiryntem w którym przyczajone ludziki pożerały wzrokiem
chwilę to trwało gdy nagle ujrzeliśmy go w fioletowych dresach z nogawkami włożonymi w skarpey,
pomarańczowym wytartym polarze oraz goglach
na samym końcu wyszła trzeźwa(jak narazie), asekurująca nas część ekipy
czyli ryszard z którym chodzę do klasy oraz telesfor z odsłoniętym tatuażem można powiedzieć że
jeszcze świeżym więc ciągle pokrytym warstwą specjalnego kremu
po drodze zatrzymaliśmy się w sklepie spożywczym i to był nasz błąd
okazało się że kiełbaski, ketchup oraz browary można w naszym przypadku
kupować przez godzinę stawiając na nogi cały personel w sklepie oraz doprowadzając ekspedientki
do skrajnego wycieńczenia psychicznego
ja jednak nie ufam swojemu zegarkowi podobnie jak wszystkiemu co widzę i czuję
nasza lista zakupów była zdecydowanie dłuższa jednak poprzestaliśmy na tym
co udało nam się już zakupić oraz szybko się ewakuowaliśmy
maszerując przez wioskę nie odczuwaliśmy swojej odmienności gdyż tam wszyscy byli podobnie
ubrani witając nas szerokim uśmiechem oraz pełnym akceptacji spojrzeniem;
ludzie jeździli tam na drewnianych, wystruganych przez siebie rowerach,
w pomalowanych, napędzanych nożnie samochodach o kwadratowych kołach;
domy były szklane a przed nimi rosły drzewa o olbrzymich koronach których pomarańczowe liście
przysłaniały niebo, dając naturalne światło pogrążały całą okolicę w tymże kolorze;
zdjąłem okulary i założyłem kapelusz by uchronić się przed bezlitosnym słońcem;
zostawiliśmy już tę niezwykłą krainę za sobą podążając teraz polną dróżką;
każdy z nas po kolei opowiadał jakąś niezwykłą historię która mu się przytrafiła natomiast
reszta słuchaczy słaniała się ze śmiechu, gdyż prawdopodobnie historie te podobnie jak moja
którą opowiedziałem były wyimaginowane oraz mocno przesadzone;
idąc polną dróżką napotkaliśmy bramę czasoprzestrzenną do której nie omieszkaliśmy wejść...
siedzimy teraz w ruchomych ustawianych fotelach na trawniku przed działką śmiejąc się oraz
rozprawiając o swoich strojach, był tam grungeopastuch, turysta z lihtenstein, polski turysta,
narciarz oraz jezus
ten ostatni zabrał ze sobą kamerę video o czym wcześniej nas nie poinformował a teraz zaczaił
się za krzakiem nagrywając taniec polskiego turysty o kulach
od tej pory kamera przechodziła z ręki do ręki gdyż każdy miał inną koncepcję na film
nie zważając nawet na to że znajduje się ona w pozycji do góry nogami
dwukrotnie zawitał do nas jakiś śmiesznie ubrany pan wydawałoby się że "swój" mimo to nikt z
nas nie potrafił się z nim porozumieć
po tym jak przyciszyliśmy muzykę nikt już do nas nie przychodził
"tak naprawdę jesteśmy grupą podróżników a naszą potrzebą jest przygoda"
wszyscy się z tym zgodzili więc uzbrojeni w jeszcze bardziej ekscentryczne stroje oraz dziwne
akcesoria których przeznaczenia nikt nie znał wyruszyliśmy... na polanę litwina;
drogę podobno ktoś znał
prowadziła ona głównie przez wysuszony las gdyż pod nogami ciągle trzaskały nam gałęzie
spotkaliśmy drwali pracujących przy wycinaniu lasu używając złowrogich, krzyczących maszyn
o dziwo nie wzbudziliśmy w nich żadnego zdziwienia swoją obecnością, wyglądem ani nawet tym że
rozmawialiśmy ze ściętymi przez nich drzewami
polana znajdowała się na podmokłym terenie gdyż niedaleko był zalew
grunt był miękki i bardzo nierówny dlatego też chodzenie po nim sprawiało nam niezwykłą radość
oraz niemałe trudności
gdy podnieśliśmy głowy naszym oczom ukazał się wielki dom pomalowany na żółto z odpadającym
tynkiem usytuowany na wzgórzu, przysłonięty przez olbrzymie drzewa w odległości dwustu metrów
przed nami
wykorzystując naszą chwilę zamyślenia henryk począł snuć opowieści o litwinie który rzekomo
strzela z okna swojego domu do ludzi pływających na łódkach oraz obcych znajdujących się na
polanie przed jego domem
jednak uciekliśmy dopiero po tym jak znaleźliśmy samotny, pozostawiony przez jego ofiarę but
gdy wróciliśmy by rozpalić ognisko oraz usmażyć kiełbaski napięcie już opadło
jednyne co pozostało to zajebiste poczucie siebie
wróciliśmy do domu wyluzowani oraz w dobrych humorach
zapomnieliśmy się jednak przebrać..
wróciliśmy do obcego świata gdzie wszyscy uważnie się nam przyglądali podśmiewując się
szara okolica, ludzie bez fantazji, betonowa natura..
gdzie są szklane domy?
- 7492 odsłony