wspomnienia z jesieni.
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
wspomnienia z jesieni.
podobne
Wspomnienia z jesieni
Poziom doświadczenia: NIE brałem heroiny, kokainy, lsd, sd
Witam wszystkich zainteresowanych tematyką.
Chciałbym przedstawić w tym artykule, moje przeżycia związane z grzybami a konkretnie z Psilocybe semilanceata - Łysiczka lancetowata oraz przybliżyć czytelnikowi tematykę z nimi związaną.
W poprzednich latach zdarzyło mi się spożywać ten psychodelik kilkukrotnie. Ostatniej jesieni, dzięki zaistnieniu kilku pozytywnych czynników, stałem się nie tylko konsumentem tej rośliny, lecz także sam ją mogłem zbierać. Chciałbym od razu zaznaczyć, iż możliwość zbierania tych, jak niektórzy uważają świętych grzybów, sprawiała mi nawet większą przyjemności, niż ich zażywanie. To niesamowite uczucie, gdy widzisz przed sobą kępę trawy, a w niej radośnie wystające kapelusze, twojego przyszłego przyjaciela. Zbierając samemu grzyby ma się doskonałą łączność z naturą, zwraca się na nią uwagę, co przyczynia się do jeszcze większego szacunku do niej. Zbieranie grzybów powoduje także zainteresowaniem się tymi roślinami ze względu na ich specyfikację biologiczną. Powoduje ogólnie wzrost zainteresowania się naukami biologicznymi.
Tej jesieni łysiczki jadłem trzy razy. Pierwszym razem zjadłem 80 świeżych owocników. Jadłem je samotnie w domu. Moje oczekiwania, co do przeżycia, które miały wywołać owe grzybki były następujące: chciałem bliżej przyjrzeć się rzeczywistości w stanie umysłu, który jest opanowany przez psylocybinę, aktywny składnik omawianego grzyba, chciałem poczynić kolejne kroki w poznawaniu swojego wnętrza, swojej psyche, nie ukrywam, iż kierowałem się także chęcią przeżycia czegoś odmiennego od stanów umysłu, jakie towarzyszą nam przy codziennym wykonywaniu czynności. Z psychodelikami mam spore doświadczenie, jest to jedna z moich ulubionych grup substancji odurzających. Wspomnę tu, iż największe przeżycie, jakiego doświadczyłem w swoim życiu na skutek przyjęcia jakieś substancji, która zmienia świadomość, miało miejsce po zjedzeniu trzech kapeluszy muchomora czerwonego. Do psychodelików zaliczam także benzydaminę, która z grzybami ma niewiele wspólnego, lecz jest to substancja, która wywołała u mnie najbardziej realistyczne halucynacje, jakie kiedykolwiek miałem.
Wracając do mojego tripu. Otóż zjadłem je na pusty żołądek, co zwiększa siłę działania psylocybiny. Pierwsze symptomy, tzw. wjazd, miałem po około 20min., charakteryzował się wyraźną zmianą odczuwania tego, co jest. Lekkie falowanie obrazu, pojawienie się uczucia jakby pewnej błogości, relaksu, odprężenia. Czułem, iż grzyby łagodnie przenoszą mnie do swego świata. Przy wejściu miałem delikatne zaburzenia widzenia tj. halucynacje wzrokowe, konkretnie patrząc na ścianę, falowała, tak jak falowały włoski na mojej ręce. Przy zamkniętych oczach wystąpiło bardzo wyraźne widzenie pewnych obrazów. Widziałem przede wszystkim bardzo intensywne kolory: niesamowicie jaskrawy kolor pomarańczowy oraz błękitny, pojawiły się wspomnienia z dnia poprzedniego, jako, że byłem na imprezie technicznej, na której zjadłem dwa cukiereczki. Tak więc jedzenie grzybów, dzień po tym jak się jadło dropsy, nie wpływa negatywnie na przebieg fazy. Wszystkie halucynacje trwały bardzo krótko, bo około 10min. potem już ich nie miałem. Zaznaczę w tym miejscu, iż raczej jestem wyjątkiem w kwestii doznawania halucynacji po grzybach, gdyż występują one u mnie tylko przy ładowaniu się miłych przyjaciół i nie są intensywne. Gdy już grzybki oswoiły się ze mną a ja z nimi J, postanowiłem położyć się, aby móc w spokoju obserwować to, co się będzie działo. Etap ten charakteryzował się wielką plątaniną myśli, raczej chaotyczną, która w końcu doprowadziła do niebagatelnego wniosku: że w życiu chodzi tylko o to, żeby chodziło. Odkrycie to w momencie, w którym się dokonało, wydawało mi się bardzo istotne i ważne. Aby bardziej przybliżyć stan, w jakim wyłaniają się tego typu odkrywcze stwierdzenia powiem, iż dokonuję się to na skutek samorzutnego odkrywania zasad, podług których funkcjonuje rzeczywistość. W momencie, gdy grzyby osiągają w nas maksymalne natężenie, wydaje się nam, iż rozumiemy rzeczy, o których inni nie mają pojęcia. Wydaje się nam, iż dosięgamy istoty wszelkiego bytu. Pojawia się uczucie zrozumienia i akceptacji tego, co jest. Stan, w jakim znajduje się nasz umysł jest ciężko oddać słowami, subiektywistyczne odczucie rozumienia rzeczywistości jest bardzo trudne lub wręcz niemożliwe do zwerbalizowania. Jednak ono w nas jest, po przestaniu działania grzybów pozostaje tylko świadomość tego, iż w chwili, gdy grzyby działały, byliśmy niejako w kontakcie z bytem, umożliwiającym poznanie, w większym stopniu, aniżeli w stanie normalnym. Świadomość tą można wykorzystać w pracy nad odkrywaniem tego, co faktycznie istnieje.
Wracając do mojego odkrycia. Uznałem, iż przez to, że jest tak oczywiste, nie bierzemy go w ogóle pod uwagę. Miałem ochotę podzielić się nim z innymi, lecz mając przebłysk obiektywnego rozumowania, doszedłem do wniosku, iż wcale ono nie jest tak niesamowite, i zaniechałem wykonania telefonów do swoich znajomych. Po tym wydarzeniu, nadal w moim umyśle przewijał się kalejdoskop różnych, często abstrakcyjnych myśli. Miałem także napady śmiechu, które powstały na skutek uświadomienia sobie banalności swego odkrycia.
Dalsza część tripu spędziłem leżąc w łóżku i próbując zasnąć. Grzyby zarzuciłem o godzinie 21.00 czyli cała faza miała charakter nocnej podróży w głąb siebie. Około godziny 24.00 byłem na tyle trzeźwy, iż mogłem już rozmawiać przez gg z innymi ludźmi. Od tej godziny do godziny 3.30 napadały mnie już mniej przyjemne myśli, typu, iż nie poradzę sobie w nowych warunkach, w jakich przyjdzie mi przebywać itp., byłem już zmęczony całą podróżą. Bardzo chciałem już zasnąć, zwarzywszy na to, iż musiałem rano wstać. Sen przyszedł dopiero około godziny 4.00 Te nocne myśli nie były przyjemne, lecz w żaden sposób mi nie zagrażały. Jeżeli nie potrafię wyeliminować bad tripu, to staram się sobie z nim radzić. Zasada jest prosta, uświadomić sobie, że się jest pod wpływem jakieś substancji, że wpływa ona na nasze myślenie. Nie wczuwać się za bardzo w taki stan (chodzi o bad tripa, jeżeli już do niego doszło) i przede wszystkim powtarzać sobie, iż to minie. Całe doświadczenie nie wywarło na mnie wielkiego wrażenia, następnego dnia spokojnie funkcjonowałem w codziennym świecie. Moja ciekawości została zaspokojona. Co do celów związanych z poznaniem prawdziwie istniejącego bytu, lekko się zawiodłem.
Następną podróż po grzybach odbyłem jakiś miesiąc później, zjadłem znowu 80, tym razem wysuszonych grzybów. Nie stawiałem już grzybom tak ambitnych zadań jak poprzednio. Tak naprawdę zjadłem je z nudów. Trip wyglądał podobnie, aczkolwiek już bez żadnych niesamowitych odkryć filozoficznych. W tej chwili nawet nie pamiętam, jak przebiegał, co tylko świadczy o tym, iż nic szczególnego się nie działo. Zaznaczę tylko, iż ta faza ponownie odbywała się w takich samych warunkach.
Nastał listopad, wyprawa po psylocyby powiodła się, zebrałem ich pokaźną ilość. Wszystkie ładnie wysuszyłem i czekałem na odpowiedni moment, aby odbyć kolejną podróż. Tym razem miałem chęć doznać mocny wrażeń, przeżyć. Nadeszła pewna sobota, mieszkanie wolne, obowiązków też żadnych. Intuicja podpowiadała mi, iż jest to właściwy moment na poznanie prawdziwej mocy moich przyjaciół. Wieczór, jak zawsze, przed zjedzeniem grzybów, pusty żołądek i one przede mną. Miałem zamiar zjeść 200 sztuk, lecz po zjedzeniu 160 odpuściłem sobie. Ogólnie smak grzybów nie jest przyjemny, nie jest też specjalnie straszny, jednak po zjedzeniu 160 poczułem, iż więcej po prostu nie dam rady. Jak już wspomniałem, ta podróż miała na celu dostarczyć mi mocnych wrażeń i pokazać, na co stać grzyby. Tym razem moi mali przyjaciele na przeniknięcie i częściowe przejęcie kontroli nad moim umysłem potrzebowały około 40 minut. Przy takiej ilość zjedzonych grzybów pojawiły się lekkie nieprzyjemności ze strony układu pokarmowego, w postaci bólu brzucha, którego natężenie było na tyle małe, iż nie przyczyniło się w żaden sposób do pogorszenia mojego samopoczucia. Po tym czasie pojawiło się już znane, miłe uczucie, zapowiadające przejście do innego stanu. Czułem, jak grzyby powoli i stopniowo zabierają mnie do siebie. Wiedziałem, iż nie zamierzają wyrządzić mi nic złego. Traktowałem je zawsze z odpowiednim szacunkiem, nie dawałem nikomu, kto by nie był godny ich jedzenia. Starałem się przechowywać je tak, by czuły się dobrze. Miałem odczucie tego, iż podróż może być ciężka, lecz nie niebezpieczna. Przy ładowaniu się grzybów, pojawiły się nieco intensywniejsze niż poprzednio halucynacje. Polegały one na dostrzeganiu pewnych punktów, które przesuwały się po monitorze, ogólnie falowanie i nic więcej. Poczułem, iż zaczyna się poważna akcja. Położyłem się. Popadłem w stan pewnego letargu. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnych myśli, jakie mi wtedy towarzyszyły. Jednak doskonale pamiętam moment, przebudzenia z tego stanu. Nagle otworzyłem oczy. Przez moment, który trwał może sekundę, ujrzałem pewne zjawy, a w szczególności jedną, która patrzyła na mnie. Dostrzegłem jej oczy. Jej spojrzenie było dogłębnie przejmujące. Oczy, które wtedy zobaczyłem przejęły mnie, było w nich wiele zapisane. Nie dane mi jednak było dostąpić wiedzy, która tam była ukryta. W każdym bądź razie, oczy postaci, które wtedy ujrzałem, są zapisane głęboko w moim umyśle. Konkretnie nie chodzi o same oczy, a tym bardziej o postać, którą ujrzałem, tylko o to, co one chciały wyrazić, co chciały przekazać, (jeśli w ogóle coś chciały), co się w nich znajduje. Do tej pory tego nie wiem, mam natomiast w pamięci moment, w którym je ujrzałem. Obraz, który dostrzegłem po tym jak otworzyłem oczy, zniknął po chwili.
Zerwałem się z łóżka. Mój umysł był w bardzo dziwnym stanie. Poczułem, iż chyba przesadziłem. Straciłem panowanie nad tripem. Zacząłem się bać o siebie. Nie wiedziałem, co robić. Pomyślałem, iż teraz będzie mi dane doświadczyć konsekwencji zbytniej pewności siebie oraz zbagatelizowania mocy grzybów. Zacząłem chodzi od ściany do ściany, powtarzając, iż nie chce umierać, gdyż wydawało mi się, iż, właśnie jestem w stanie tak wykręconym, że zaraz umrę. W mojej głowie nie działo się dobrze. Panował w niej strach, przerażenie, odczucie tego, iż faza jest za mocna, obawa o to, co się dzieje ze mną w tej chwili i co się stanie za moment. Chodziłem po mieszkaniu, próbując się uspokoić. Prosiłem przy tym cały czas Boga o to, abym nie umarł. Przez chwilę miałem ochotę wybiec z domu i zacząć prosić ludzi o pomoc. Tak głupia myśl, mimo naprawdę ciężkiej fazy, opuściła mnie tak szybko jak się pojawiła. Stan, jaki przedstawiłem utrzymywał się około 10- 15 minut, stopniowo tracąc na sile. Usiadłem na łóżku, kiwałem się to w przód to w tył, cały czas prosiłem o to, abym nie umarł. Powtarzałem to głośno. W końcu dotarło do mnie, że jestem pod wpływem grzybów. Troszeczkę oprzytomniałem i uspokoiłem się.
Wiedziałem, że najgorsze mam za sobą. Cała ta sytuacja, która wywołała we mnie paniczny lęk przed śmiercią, uświadomiła mi, iż się jej boje. Ja, któremu wydaje się, iż jest w każdym momencie gotowy opuścić rzeczywistość, w której aktualnie przebywam, boję się śmierci. Odkrycie tego faktu od razu uznałem, za tym razem niebagatelną wskazówkę w odkrywaniu swego wnętrza. Do tej pory naprawdę wydawało mi się, iż nie boję się śmierci i jestem na nią gotowy, w każdym momencie mego ziemskiego istnienia. Fakt, iż poczułem tak przeraźliwy lęk przed tym wydarzeniem, jest najistotniejszym wydarzeniem tej podróży. Uświadomienie sobie, tego, iż nawet we mnie, który pozornie nie boi się śmierci, jest tak ogromny lęk i strach przed nią, jest ważną wskazówką w drodze do samozrozumienia. Gdy już w miarę doszedłem do siebie, wiedziałem, iż śmierć mi nie grozi. Uspokoiłem się. Niesamowity strach, jaki odczuwałem jeszcze kilka minut temu, przerodził się w euforie. Stało się to na skutek, uświadomienia sobie tego, że żyję. W jednej chwili poczułem niezwykle silne odczucie szczęścia, którego przyczyną był sam fakt istnienia. Cieszyłem się niezmiernie z tego tylko, iż żyje. Zrozumiałem, jaką wartość niesie ze sobą samo życie. Nieważne, jakie, ważne, że życie. Doceniłem życie, jako fakt istnienia, który jest niezwykle cenny, tylko z tego powodu, iż jest. Wielka euforia, jaka zapanowała w moim umyśle, była przyczyną negatywnego, lecz też tylko pod pewnym względem, wydarzenia, jakie miało miejsce podczas tej podróży. Mianowicie wykonałem telefon do koleżanki. To, co jej wtedy powiedziałem, spowodowało, iż nie jest już moją koleżanką. Zaznaczę tylko, iż nie było to nic obraźliwego. Jednak i to wydarzenie w konsekwencji oceniam jako pozytywne, gdyż przyczyniło się do lepszego zrozumienia kobiecej natury. Następnego dnia byłem i tak bardzo szczęśliwy, że nic głupszego nie zrobiłem podczas tak psychodelicznej podróży. Gdy już opadły te jakże gwałtowne, bardzo intensywne i całkowicie skrajne uczucia i emocje, rozpoczął się drugi etap podróży. Byłem już w stanie kontrolować to, co się ze mną dzieje na tyle, iż przestałem odczuwać strach o dalszy przebieg tripu. Ułożyłem się wygodnie na swoim łóżku, w swoim pokoju. Poczułem się znowu bezpieczny. Zaczął się okres, w którym mój umysł intensywnie pracował, próbując zrozumieć strukturę rzeczywistości, a także bardziej błahe problemy, bezpośrednio związane z moim życiem tu i teraz. Dopiero teraz zacząłem słyszeć muzykę, która przez cały okres trwania tripu była odtwarzana przez mój komputer. Pierwszy raz po grzybach zacząłem zwracać na nią uwagę. Jak później sprawdziłem niezwykle miło z moim rozmyślaniami komponowała się muzyka Angelo Mike’a a szczególnie jego set Flight. Treść moich rozmyślań była różnorodna a jej zakres rozciągał się od zastanowień nad ogólną strukturą rzeczywistości do bardzo konkretnych kwestii, odnoszących się bezpośrednio do mojej osoby. W tym miejscu, musze napisać, o pewnym stanie, który towarzyszy umysłowi, podczas kontemplacji przeprowadzanej podczas sesji grzybowych. Wspomniałem o tym wcześniej, jednak jest to na tyle istotne, iż ponownie do tego wracam. Chodzi mianowicie o odczucie rozumienia tego, co jest i jak jest. Podczas gdy, moje rozmyślania były w pełni, towarzyszyło mi poczucie tego, iż rozumiem sens istnienia świata. Rozumienie to, nie jest rozumieniem racjonalistycznym, lecz czysto subiektywistycznym, irracjonalnym odczuciem pochodzącym z intuicyjnego ujęcia rzeczy. Rozumiałem rzeczywistość jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, iż nie jest możliwe, aby ją poprawnie i całościowo wyjaśnić za pomocą języka. Rozumienie, które osiągnąłem było pozawerbalne. Wraz ze stopniowym uwalnianiem się z pod wpływu grzybów, malało. Została mi tylko wiedza, że istoty rzeczywistości nie da się w pełni ujaśnić językiem, którym się posługujemy, w tym miejscu można by się zastanawiać, dlaczego tak jest, lecz nie jest to tematem owej pracy. W każdym bądź razie doszedłem do wniosku, iż poznanie rozumowe jest niedoskonałe i nie jest ono w stanie doprowadzić nas do zrozumienia takich bytów jak chociażby absolut. Co do myśli dotyczących mnie: doceniłem to, do czego doszedłem do tej pory, to, co mam i gdzie jestem. Ugruntowałem się w przekonaniu, że dokonałem właściwego wyboru, co do miejsca, w którym aktualnie jestem (chodzi o rzeczywistość empiryczną). Nad ranem zasnąłem. Obudziłem się w niedzielę po południ, w dobrym stanie zarówno psychicznym, jak i czysto fizycznym. Moje zapotrzebowanie na hard-corową jazdę zostało w pełni zaspokojone. Jak na razie nie czuję potrzeby zażywania jakichkolwiek psychodelików. Na pytanie, czy dane doświadczenie mnie zmieniło odpowiem następująco? Każdy dzień przynosi coś nowego, dowiadujemy się czegoś, wszystko to w pewien sposób oddziaływuje na nas, warunkując nasze teraźniejsze oraz przyszłe postępowanie. Zatem, to doświadczenie zmieniło mnie, tak jak zmienia mnie, każdy przeżyty dzień.
Kończąc chciałbym podsumować treści, tu zawarte i które mam nadzieje przyczynią się do szerszego oglądu na kwestie spożywania grzybów psylocybowych oraz przedstawić właściwe podejście do środków psychodelicznych.
Otóż grzyby mają w sobie pewien potencjał, który można wykorzystać. By to uczynić, należy mieć pewne przygotowanie oraz choć w małym stopniu znać swoją psyche. Grzyby można zażywać w celach rozrywkowych, można też korzystać z ich pomocy w drodze ku poznaniu. Do grzybów należy podchodzić ostrożnie, z odpowiednim szacunkiem. Należy mieć świadomość, iż należą do grupy silnych psychodelików. Zdawać sobie sprawę, że grzyby to tylko narzędzie, które dopiero w połączeniu z człowiekiem zdradza swoje właściwości. Jeżeli, już ktoś zdecydował się spożyć grzyby i doświadczył spektakularnych rzeczy w jego mniemaniu, powinien spojrzeć na całą sytuację obiektywnie. Zweryfikować otrzymane wnioski, lub postawione pytania, z rzeczywistością odbieraną przez umysł, którego działanie nie jest zdeterminowane, żadną substancją narkotyczną. Zachować dystans do wszelkich substancji, które powodują odmienne stany świadomości. Nie przyjmować bez zweryfikowania, iż to, czego doświadczyło się podczas sesji związanej z przyjęciem jakieś substancji, która wprawiła nas w inny stan świadomości, jest prawdą, jest słuszne bardziej niż to, do czego doszliśmy własnym wysiłkiem intelektualnym. Nie gloryfikować i nie przypisywać większego znaczenia, niż ma to miejsce w rzeczywistości, stanom osiągniętym dzięki jakieś substancji. Dzięki uzyskanemu doświadczeniu pochodzącemu z takich stanów, starać się tym bardziej zrozumieć to, co jest, w sposób naturalny.
Zachowa się w mej pamięci jasień, w której sporą część swojej energii przeznaczyłem na bliższe zapoznanie się z łysiczką lancetowatą. Mogłem podziwiać jak rośnie a także korzystać ze stanów, jakie następują po jej spożyciu. Obcowanie z nią pomaga mi w pracy nad sobą. Dzięki niej przeżyłem jeden z bardziej istotnych tripów. Mimo przeżyć dość intensywnych, jakie grzyby u mnie wywołały, uznałem, iż stan po ich spożyciu, nie jest dla mnie stanem wielce mistycznym. W miarę jak przeżywam coraz to nowe, bardziej psychodeliczne jazdy, same psychodeliki tracą dla mnie na znaczeniu. Coraz bardziej doceniam naturalny, niezakłócony przez czynniki zewnętrzne, stan umysłu.
vampir
- 8695 odsłon