moj koszmar
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
moj koszmar
podobne
Cześć wszystkim. Chciałbym podzielić się z wami moim wczorajszym przeżyciem
po MJ.
Ale od początku.
Nazwa substancji: marihuana
Poziom doświadczenia: około trzech lat, paliłem już setki :) razy, często
(najdłużej przez miesiąc codziennie), standardowo 1 do 4 razy w tygodniu
Stan umysłu: luzik, nic nie zapowiadało tego co miało
nastąpić
No dobra zaczęło się standardowo. Kupiłem sprzęt dzień wcześniej (połówka)
oczywiście od razu go wypróbowując. Efekty znakomite, szczególnie, że byłem
już po 2 piwach (na czczo). Ale to jest nieważnie, jedna ze standardowych
bardzo pozytywnych faz. Chociaż analizując to teraz też była trochę dziwna,
ale nie za bardzo. Ale przejdę już do zajścia, które chciałem opisać. Jestem
w domu, rodzice i babcia. Godzina około 22.00, wcześniej wypiłem 2 piwa ale
w długim odstępie czasu i do tego na pełny żołądek więc byłem tylko leciutko
zakręcony. Wszyscy śpią. Pakuje pierwszą pełną lufę i ją spalam w przeciągu
2-3 minut (szybko bo chciałem by mnie mocniej kopło). Mijają 2 minuty idę do
swojego pokoju. Czuję się już totalnie sfazowany, w takim stopniu jaki jest
dla mnie odpowiedni, tzn. szalony bieg abstrakcyjnych myśli dziwne poczucie
własnego ciała ale przy pełnej kontroli nad nim. Postanawiam (oj głupi)
spalić jeszcze jedną lufę (jak szaleć to szaleć, nie wiem, co mnie
podkusiło). Nie wiem, czemu to zrobiłem, faza którą osiągnąłem była już
mocna. No ale stało się zapakowałem, z niemałym trudem, pół lufy i spalam
wszystko za jednym strzałem. Samo wciągnięcie do płuc dymu okazało się fazą,
która mnie tak głęboko wciągnęła, że w tym momencie wiedziałem, że będzie
źle. Ale nie było już odwrotu. Ostatni mach, jaki pociągnąłem był największy
a ja już miałem wielką banie w głowie. Zdałem sobie sprawę z tego, że za
chwilę będzie jeszcze ciężej. Usiadłem na łóżku, miałem już przygotowane
spanie, (co okazało się zbawienne, bo później nie dałbym rady). Zacząłem
czytać jakąś gazetę, ale czytać nie byłem w stanie jedynie przeglądać
obrazki, które wywoływały dziwne skojarzenia. Podkreślę, że mimo całkowitej
jasności umysłu, co do tego, że jestem pod działaniem MJ, zdałem sobie
sprawę, że zaczyna się dziać coś dziwnego. Strumień myśli, abstrakcyjnych
jak zawsze, których nie mogę niestety wyrazić słowem pisanym, począł
zmierzać w kierunku, w którym nigdy nie zmierzał. Dodam, jak pisałem na
początku, ze paliłem już setki razy wiec wiem o czym piszę. Ciągle siedząc
na łóżku zadałem sobie sprawę, że sprawy zaczynają przybierać niekorzystny
obrót. Moje myśli, choć abstrakcyjne jak zawsze tym razem zaczęły
przedstawiać coś co zaczęło mnie przerażać. Nie było to oczywiście nic, co
przeraża w trzeźwym świecie, tzn. żadnych duchów, trupów itp. :). Po prostu
to przerażające uczucie, że coś jest nie tak jak powinno. Zdałem sobie
sprawę, że wkręcam się na bad tripa. Nie zdarzyło mi się to jeszcze nigdy,
więc nie wiedziałem, w jaki sposób mam się z tego wywinąć. Starałem się
przestać sobie to wkręcać i zajmowałem się czymś innym, wstawałem by się
czegoś napić, itp. Niestety po chwili znów okazywało się, że wracam do tej
strasznej myśli, że coś jest nie tak. Z całej siły starałem się wyswobodzić
swój umysł z tej schizy ale po chwili zawsze wracała ze zdwojoną siłą.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że wszystko to było totalnie
abstrakcyjne, nie miałem żadnego oparcia w logice, która pozwalałaby mi
wyjść z tego stanu. A wciąż zdawałem sobie sprawę, że to dopiero początek
(minęło może z 15 minut). Obserwowany świat wyglądał całkiem normalnie,
żadnych zmian (halunów) oczywiście nie miałem. Po prostu to co obserwowałem
powodowało ogromy potok niekończących się dziwnych i przerażających odczuć.
Normalnie, kiedy popalę moje myśli i odczucia są zakręcone ale w taki
sposób, że jestem w stanie je ogarnąć. Tym razem jednak wskoczyłem na taki
poziom, nad którym nie mogłem zapanować, a który zaczynał się jeszcze
wzmagać. I wciąż ta narastająca panika, że już powoli tracę zmysły a miałem
świadomość, że będzie jeszcze mocniej. Dodam, że wszystko odbywało się przy
zapalonym świetle, więc postanowiłem je zgasić mając nadzieje, że po prostu
uda mi się położyć i zasnąć. Niestety zgaszenie światła wywołało u moim
umyśl tak przerażające myśli, że zapaliłem je czym prędzej. Zacząłem się
czuć coraz gorzej, fizycznie zaczęło mi się zbierać na wymioty, ale nie za
bardzo. Siedziałem na łóżku nie wykonując żadnych ruchów, bowiem wywoływało
to tak wzmożony myślotok, że traciłem kontakt z rzeczywistością.
Jednocześnie moja psychoza nadeszła do mnie z całą mocą i nie była
powracającym motywem tylko trwała już tylko ona. Siedziałem cały przerażony,
zacząłem się trząść. Wiedziałem, że nie uda mi się z tego wyjść, w całym tym
strachu udało mi się powtórzyć kilka razy, że to jest działanie narkotyku i
jutro będzie okej. W końcu zgasiłem światło mając nadzieje, że zasnę.
Niestety leżąc w ciemnym pokoju i mając przed oczyma tylko przesłonięte okno
zaczęło się dziać coś innego. Wciąż śmiertelnie obawiałem się o swoją
psychikę, czy uda jej się to wytrzymać. Niestety wiedziałem, że przede mną
jeszcze dużo czasu. Jedyna myśl, jaka mnie ogarnęła to chęć zaśnięcia i
wyrwania się z tego koszmaru. Leżałem tak może 20 minut, głownie tracąc
kontakt z rzeczywistością, byłem wewnątrz jakiś absurdalnych myśli
(powtórzę, że nie miały one żadnej logiki, absolutnie nic, co łączyłoby je
ze światem jak postrzegamy na codzień). Wracałem do rzeczywistości jakby
nagłym kopnięciem, przez chwilę widząc "normalny" obraz przed oczami i znów
wpadałem w ten stan. Przez cały ten czas towarzyszyła mi myśl, że już dłużej
tego nie zniosę. Jakby to właściwe ja (oddzielone od tego, co się działo ze
mną) obawiało się o moją psychikę, czy zniesie ona jeszcze coś więcej. Coraz
częściej zamykały mi się oczy, po jakimś czasie większość tego przeżywałem w
półśnie, aż wreszcie usnąłem. Pamiętam tylko, że każda minuta przynosiła
coraz mocniejsze myśli i obawy, aż do granic absurdu. Wszystko, od momentu
zapalenia od zaśnięcia trwało może 1,5 h.
Obudziłem się rano szczęśliwy, że wszystko już za mną, chociaż cały dzień
następny byłem ostro zamulony psychicznie.
Podsumowując: nie wiem co spowodowało tak intensywny koszmar. Wiem tylko
tyle, że doświadczyłem czegoś, co na zawsze pozostanie w mojej pamięci,
(choć nie potrafię teraz przypomnieć sobie żadnej z tych abstrakcyjnych
myśli). Palić nie przestanę :), ale na pewno będę się bardziej kontrolował.
Pozdrawiam wszystkich palących i nie.
- 7924 odsłony