trochę bełkotałem
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
trochę bełkotałem
podobne
Witajcie drodzy czytelnicy. Siadajcie wygodnie i posłuchajcie historii z czasów mojej młodości. Opowiem wam o podróży, która zmieniła moje życie... ale zacznijmy od początku...
Działo się to pięć i pół roku temu, byłem wtedy w pierwszej klasie liceum. Wraz z pojawiającymi się oznakami wiosny postanowiliśmy z przyjaciółmi zażyć po raz pierwszy ziołowego dymu, który ponoć wywoływał ciekawe efekty. Zaczeliśmy załatwianie stuffu, ale bez znajomości szło ciężko - w związku z tym załatwialiśmy jednocześnie z kilku źródeł. Pierwsza załatwiła moja przyjaciółka z podstawówki i to u niej paliliśmy po raz pierwszy... Nie o tym jednak chce pisać, bowiem nie zachwycił mnie ten debiut - lekka śmiechawka i uczucie senności to wszystko, czego doswiadczylismy. Kiepski początek.
Prawdziwe zderzenie z THC pojawiło sie tydzień później, poniewaz mój znajomy z liceum wywiązał się z umowy z opóźnieniem. Dostałem do rąk worek czegoś, co nie przypominało tej drobno zmielonej sieczki, jaką paliłem u kumpeli. Były tam bowiem same szyszeczki, pachnące na dodatek tak niesamowicie, że przez całą przerwę w szkole siedziałem w kiblu i wąchałem worek... coś cudownego. No i właśne ten zapach skłonił mnie do najbardziej samolubnej decyzji: po lekcjach wszedłem do pierwszej lepszej bramy i SAM nabiłem lufkę CZYSTYM skunem (jak się potem okazało, niewiele mocniejszych rzeczy spotkałem w życiu...). Dlaczego nabiłem czystej??
Oczywiście chciałem wreszcie coś poczuć.
Niestety, faza rozkręcała się powoli, o czym jeszcze nie wiedziałem. Stwierdziłem więc, że znowu nic z tego... Przypomniałem sobie, że ojciec podał mi rano jakieś dokumenty i adres z poleceniem, żebym tam je dostarczył po szkole, a ponieważ czułem się dobrze (jeszcze!!!), postanowiłem podjąć wyzwanie. Tutaj warto zaznaczyć, że akcja dzieje się w Katowicach. Wsiadłem więc w tramwaj, cupnąłem sobie na siedzeniu i ruszyłem w nieznane. W tym czasie w moim organiźmie nastała rewolucja: początkowo spokojny i wyluzowany, zacząłem sie powoli spinać i trząść, coś jak tiki nerwowe. Domyśliłem się, że oto właśnie nadchodziła faza, nie wiedziałem jednak w którym momencie owej fazy jestem. Kiedy tak jechałem, usłyszałem coś, co mnie przeraziło: za mną wydarzył się chyba jakiś wypadek, ktoś wjechał w mój tramwaj, lub koło się urwało... słyszałem dźwięk rozrywanej stali i blachy, nigdy się tak nie bałem. Ten strach mnie sparaliżował, ale po kilku sekundach postanowiłem się jednak obejrzeć. Gdy powoli odwracałem głowę do tyłu zauważyłem, że tramwaj jest w porządku, a źródło dźwieku znajduje się tuż za mną. Okazało się, że to pasażer z tyłu odwijał kanapkę z folii aluminiowej... to odkrycie uspokoiło mnie i przeraziło za razem, bo zacząłem się zastanawiać co będzie potem.
Gdy wysiadłem z tramwaju, przystąpiłem do mojej misji. Nie znałem tej części miasta zupełnie, wobec czego pytałem ludzi o ulicę na którą miałem dojść. Każdy z nich patrzył na mie podejrzanie, zapewne dlatego, że dykcja mi siadała, trochę bełkotałem i jąkałem się. Do tego słyszałem sprzeczne wersje i nie wiedziałem komu mogę ufać. Przemierzana przestrzeń zaczeła się zakrzywiać i uliczki porwadziły w kółko do tych samych miejsc. Około trzy razy mijał mnie patrol policji, drzewa szumiały złowieszczo. Dopiero, gdy faza znacznie osłabła, czyli jakieś dwie i pół godziny od wypalenia, zaczałem kontaktować z rzeczywistością i w końcu trafiłem pod wskazany adres. Niestety, okazało się, że instytucja była czynna do godziny szesnastej, a dochodziła siedemnasta. Maksymalnie wkurwiony tym faktem, oraz zaczynającym się zmęczeniem, wrócilem do domu.
Po przemyśleniu tego wszystkiego doszedłem do kilku wniosków, których staram się przestrzegać do dzisiaj:
- Nigdy nie pal sam. Z toważyszem czujesz się pewniej, możecie się dzielić doświadczeniami i pomagać sobie w stanach paranoicznych.
- Nie pal czystej, jeśli nie wiesz co to jest.
- Nie podejmuj się odpowiedzialnych zadań na fazie. Zawsze lepiej jest mieć luz.
- Gdy czujesz się bardzo spalony, nie jedź w nieznane. O wiele przyjemniejsze jest to na lekkiej fazie.
- Poznaj dobre palenie po zapachu...
Tamta podróż rozpoczeła moją przygodę z MJ, choć przez kilka następnych razy zachowywałem nadmierną ostrożność. Była to jedna z najmocniejszych faz w moim życiu, porównywana później z przeżyciami po LSD. Z czasem nauczyłem się kontrolować nastrój i nie wkręcać sobie schiz, czego wielu moich znajomych dzisiaj mi zazdrości. Wszystko jest dla ludzi, jednak trzeba umieć z tego korzystać.
- 7394 odsłony