styropianowe pudełko zawierało psilocibe mexicana. agent joshevitz rozejrzał się. tak, to amsterdam. nagle...
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
styropianowe pudełko zawierało psilocibe mexicana. agent joshevitz rozejrzał się. tak, to amsterdam. nagle...
podobne
Ach, życie jest słodkie. Albo Ech, życie jest gorzkie. Albo oba naprzemian. Tak mi sie wydaje :)
Wakacje po maturze długo będe pamiętał, jak wszystkie zresztą odkąd jako młody szczurek poczułem pierwszy raz zapach trawy...A potem przydusiła mnie w płucach.
O czym to ja miałem...
Aha o wakacjach, tych po maturze. Nie tracąc wiele czasu porządnie opiłem i obdropsiłem zdane egzaminy i wyjechałem hen szukać pracy i chleba, na zachód! Czas szybko minął, konto podreperowało się należycie za to nastrój jakoś tak pogorszył (3 miesiące na jakiejś farmie z rumunami robi swoje :-D), czas wracać do domu. Walizki popakowane, bilet zabukowany i nagle...Ni z gruszki ni z pietruszki! Dryń dryń...Dzwoni telefon - "Wpadaj ziomek do Amsterdamu, chatę tu mam i porządzimy". Euforia, ekstaza, ssanie w dołku i sraczka - wszystko to połączone z natychmiastowym przypływem zadowolenia. JADĘ!!!
3 dni później wysiadam na Central Station w stolicy kraju kwiatów. Jakieś jaja z pękniętymi dentkami, szczęśliwie są MajkBajki i już pierwsze jointy spalone, żeby naprawa przebiegła sprawniej. To było wczesne popołudnie przedostatniego tygodnia września, chyba sobota (napewno sobota, w miarę pisania :-)). Następne kilka godzin spędzam pedałując i zwiedzając okolice, kanały, podziwiając ludzi no i oczywiście coffe-shopy.
Cholera, czemu oni tu jarają tylko te blanty, jak tak dalej pójdzie to zapomne jak się kręci od tej ilości wypalonego stuffu
- dochodzimy z kumplem do wniosku. Więc około godziny 18 wchodzimy do smart shopu celem nabycia jakiejś lufki. W środku przyjemnie, za gablotkami różne nasionka, ponad kilogramowy (sic!) szczyt no i jakieś dziwaczne grzyby. Odczekaliśmy swoje w kolejce, w końcu dobijam sie do lady i...Na widok sprzedawcy ciarki przechodzą mi po plecach! Tak pewnie bym wyglądał, gdybym został tam na stałe...Za jakieś 30 lat. Siwy dziadek z naprawde dziwacznymi oczami schowanymi pod spuchnięte powieki wita nas uśmiechem i poleca paczkę grzybów. For two will be good
, zapewnia i już po chwili jesteśmy na zewnątrz z zadziwionymi gębami (dodam że tuż przed wejściem spaliliśmy naprawde mocnego blanta, stąd pomysł o fifce, której swoją drogą nie kupiliśmy :-D)
Patrze na styropianowe pudełko, jego zawartość, siebie, kumpla i wrześniową słotę.
Jadłeś to kiedyś? Ja nigdy.
- Ja też nie, ale chodź, zjemy
No to jemy. Jest godzina 18:30, a my siedzimy na ławce zaopatrzeni w hamburgery z McDonalds i doprawiamy je dziwacznymi grzybami (nie jadam w ogóle grzybów, co to w ogóle jest, ni zwierze ni roślina, strasznie jesteśmy tą sytuacją rozbawieni ). Zjadamy po dwa grzyby na łeb, surowe smakują troske jak rzodkiewka. Palce lizać, szczególnie z McChickenem. Przez około godzinę nie dzieje się nic. Jesteśmy upaleni, chodzimy sobie po ulicach, rozmawiamy o pierdołach.
19:15 światła uliczne nabierają ładnych kolorów, otacza je taka tęczowa łuna, poza tym dalej nic! Już myślimy że 12 euro poszło w błoto, pada nawet pomysł powrotu do domu. Poczekaj odleje się
- mówie i szukam dobrego miejsca. Śmiesznie, ale w dużym mieście trudno o dobrą miejscówke na sikanie, ale w końcu udaje mi się ją znaleźć. Przechodzę przez bramę i nagle...Odnajduję się w dżungli! Niesamowita roślinność zdawała się wypełniać malutkie podwórko 3 na 3 metry po brzegi. Zalatwiłem swoją sprawę rozglądając się wesoło i wróciłem do kumpla na ławkę.
Jest godzina 19:30, siedzimy na ławce, rozmawiamy i nagle na scene wkracza Pies. Tyyyyy, patrz taaaaaam!
- wcina się Maciek w połowę mojego zdania. Jezu, co to było
- mym oczom ukazał się najdziwniejszy pies jakiego w życiu widziałem. Miał łeb 5 razy większy niż reszta ciała, gigantyczną ćwiekowaną obrożę i zlewał się z czerwoną piłką, którą ganiał. Momentalnie obydwoje dostaliśmy takiego napadu śmiechu jakiego nigdy nie zdarzyło nam się doświadczyć. Trwało to ze 2 do 3 minut, w ciągu których nic nie byłem w stanie zakomunikować, sparaliżował mnie śmiech i nagle...Ten, który tak nagle się pojawił...zniknął! Czy to już koniec? Zastanawiamy się. Ale było grubo.
No, było.
Wstajemy z ławki i nagle...Śmiechawa na całego i na dodatek na moment. ?!O?!
- myśle, zapowiada się dziwna jazda
.
Postanowiliśmy uderzyć do Blue Birda, pobliskiego coffeshopu aby tam przesiedzieć fazę. W trakcie drogi tam atak wiedźmy śmieszki zdarzył się jeszcze ze 2, a może 3 razy...A kumpel puścił pawia!!!
O 20 jesteśmy już w ciepłym wnętrzu Słowika, kupujemy dwa gramy pięćdziesiąt miligram Silver Hazel (sprzedawca mocno zirytowany, ponieważ w trakcie dokonywania aktu zakupu znowu napadło nas sięśmianie) i siadamy na hookerach przy ladzie. Ja zabieram się do kręcenia blanta, a kumpel coś nawija o pierdołach. I nagle...W jednej chwili ponowny napad śmiechu, który już się nie kończy po chwili! Grzyby na całego!!! Przez 4 godziny na zmiane próbujemy skręcić jointa, co ciągle nam nie wychodzi, zawsze gdy już prawie jest gotowy musi zostać zapomniany. Gęby mamy wykrzywione, uśmiechy od ucha do ucha i potworny ślinotok. Nie rozmawiamy tylko coś tam bełkoczemy, każdy swoją jazdę - jesteśmy święcie przekonani iż doskonale się rozumiemy nawzajem i ciągle nawijamy na coś na jakiś temat. Tylko chwila, o czym to my rozmawiamy?! Dosłownie czujesz jak ledwo co wypowiedziane słowa giną w mrokach pamięci nadwyrężonej przez silne trucizny... Około godziny 12 w nocy mam coś w rodzaju widzenia - jestem święcie przekonany, że doznałem jakiegoś oświecenia - wędruje przez tunel poplątanych neuronów i gnębi mnie uczucie, że już nigdy chyba nie wynormalnieje i że ta jazda już na stałe przykleiła się do mojego prawdziwego imienia.
Jak się patrzało na grzybach? A niesamowicie, naprawde. Wystrój miejsca w którym się znajdowaliśmy był jakby stworzony do brania (motyla noga, on był stworzony do brania...). Mnóstwo detali sprawiało, że czułeś się raz jak w arabskim pałacu, innym razem jak w jakiejś górskiej chacie, otoczony polanami i przyrod... a ludzie (w mojej głowie...) mieli po 3 cm wzrostu i ciągle chodzili po wąskich schodkach. I nagle... Kumpel dostał jakiejś dziwnej wypukłości, cały spuchł i zgubił oczy, które stały się dwiema bulwami! A kolor skóry stał się dziwnie żółty! Film niesamowity!!!
Jakoś po 12 w nocy w końcu udaje nam się skręcić jointa.
Siedzimy przed lustrem, a ja mam wrażenie, że to ja sam jestem istniejącym odbiciem samego siebie, a nie na odwrót i zupełnie nie przeciwnie wprost. Odpalanie tego materiału było głupim pomysłem, bo po pierwsze - już chyba bardziej naćpać się nie dało, po drugie - po spaleniu zemdlałem na moment! :-D (). Po takim wydarzeniu można było już myśleć tylko o łóżku. Wsiedliśmy na rower (zagrzybieni!) i pojechaliśmy w kierunku mieszkania. W połowie drogi zrezygnowaliśmy jednak z jazdy, ponieważ mogła się skończyć tragicznie (i prawie tak się skończyła - na środku skrzyżowania przy ogólnym hałasie klaksonów :-))
Następnego dnia spałem ile się dało, dopalając co chwile orange (strasznie spadły mi zdolności manualne, kręcenie czegokolwiek było jak wspinanie się na mount everest dla laika alpinistyki, no i w ogóle i cały byłem roztrzęsiony i do tego chory). I wciąż powtarzałem sobie: Nigdy więcej. Nigdy więcej. Nigdy więcej. Nigdy więcej...
Nigdy więcej...
A teraz, po napisaniu tego trip reportu mam potworną ochotę wrócić do tamtego stanu, kto mi da działkę grzybków? Jeśli będziesz miał kiedyś okazję nie myśl wiele tylko jedz, wcinaj, nie żałuj! Jazda z wszech miar psychodeliczna!!! To napisałem ja, czyli enelo vel poszukiwacz przygód albo pure pleasure seeker, rajt!
How much free photo storage do you get? Store your holiday snaps for FREE with Yahoo! Photos. Get Yahoo! Photos <--- a to nie wiem kto napisał, ale z powodu wrodzonych wytycznych etyki dziennikarskiej nie mogę tego pominąć. Redaktorka. How much wood would woodchuck chuck if the woodchuck could chuck wood? The Internet Oracle.
- 8763 odsłony