po długiej przerwie...
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
po długiej przerwie...
podobne
jesli ktos jeszcze pamieta to mialem przestac palic, czytac [u], skonczyc z
uzywami. otoz nic z tego nie wyszlo ;-) udalo mi sie zrezygnowac z [u], ale
z mj nie do konca. w moje abstynenckie lapki trafilo w pewien przedziwny
sposob (dlug o ktorym zapomnialem splacony w "zielonej naturze") troche
grassu i hashu.
nie wiedzialem co z tym zrobic. sprzedac nie sprzedam, bo szkoda, wyrzucic
tym bardziej. jedyne wyjscie to.. spalic :-)
dwa dni mialem wolna chate. w piatek wieczorem zaczalem bakac. siedzialem
najarany do 5 nad ranem w sieci. po kkilkutygodniowej przerwie w jaraniu
pierwszy mach mial sile huraganu :-) od 22 do 3 nic nie musialem dopalac. o
3 walnalem kolejnego ostrego macha... sluchalem muzy. okolo 6 zasnalem. w
sobote wstalem o 11. od razu kilka maszkow... muzyka... pozycja
horyzontalna... godzina mija... mach... muzyka... mach... mach... mach... i
tak cala sobote, na przemian hash i grass.
w niedziele identycznie. zakosztowalem raju :-) wiedzialem jednak ze w
poniedzialek nie bede mial mozliwosci dopalenia stuffu. w poniedzialek o 4
rano zrobilem jeden z wiekszych bledow w swoim zyciu - ubakany jak swinka
walnalem dwa zaaaaaajebisteeee machyyy, i na sam koniec zaczalem zuc 2 gramy
hashu. nie wiem co dzialo sie ze mna przez godzine. potem chyba zasnalem.
o 11 pobudka. spacer z psem (nic z niego nie pamietam), schizy, wyobraznia
podsuwala mi obraz siebie w psychiatryku, drgawki na calym ciele, zimno,
skurcze miesni... i tak do 16. w koncu ktos przyszedl do domu. ja zjebany,
do niczego sie nie nadaje.
- co ci synku?
- a nic mamo... chyba ta grypa mnie bierze. jakis taki oslabiony jestem
to "oslabienie" trzymalo mnie jeszcze dzisiaj. dopiero po kilku godzinach
snu przeszlo mi calkowicie. jeszcze ciezko kleci mi sie zdania, ale
przynajmniej balem sie bac o swoja psyche i nie mam dola.
moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina! w tekstach o mj ktore
znalazlem w sieci byly informacje o przedawkowaniu i schizach, ale je
omijalem. dopiero dzis przeczytalem jeszcze raz uwaznie co tam bylo
napisane... moja wina.
acha... kilka spostrzezen:
- podczas ostrego, co godzinnego jarania brak potrzeby snu (!) spalem nie
dlatego, ze mi sie chcialo. po prostu zdawalem sobie sprawe, ze powinienem.
od piatku wieczorem do niedzieli wieczorem spalem w sumie 8 godzin.
- odwrotnosc gastro-fazy. gdy ostro jaralem nie mialem w ogole ochoty na
jedzenie (teraz tez za specjalnie nie chce mi sie jesc)
- male zapotrzebowanie na plyny
- DUB - w ogole nie polecam tego typu muzyki na leczenie marihuanowego kaca
(uwierzcie mi, jest cos takiego!)... wczoraj wieczorem i dzis rano
zastanawialem sie ciagle czy jestem normalny, czy schizuje ;-) gdy wlaczalem
dub - schizy sie nasilaly. przeswiadczenie o wlasnej "nienormalnosci". w
kazdym badz razie ja osobiscie tego typu muzy nie polecam na takie stany. za
to czyste reggae to jest to :-) pozytywne wibracje hehehe
- 8709 odsłon