zagubieni w czaso-przestrzeni :)
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
zagubieni w czaso-przestrzeni :)
podobne
?> nazwa substancji: LSD (+mj)
?> poziom doświadczenia: KWAS pierwszy raz... a tak to: mj(za dużo :>), efedryna, dxm(nie dużo)
?> dawka: no jeden papierek, doustnie
?> set & setting: trip był jakis czas planowany, wiec bylem raczej psychicznie przygotowany i chętny doświadczyć czegoś nowego...
?> WSTĘP
Już parę lat temu, kiedy zacząłem odwiedzać Neuro_Groove uznałem, że gdy tylko \'wezmę\' coś ciekawszego niż mj, napiszę trip reporta. No i ta chwila właśnie nadeszła. No tak, właściwie tematyką drugów interesuję sie od wspomnianych kilku lat. Jest to chyba o tyle ważne, że szamając kwasa byłem zaznajomiony z prawie każdym artykułem czy TR na jego temat, jaki tylko udało mi się znaleść. Nie był to oczywiście jakiś fanatyzm, ale raczej poprostu czysta ciekawość. Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu mój TR pomoże odpowiedzieć na pytania, na które ja znalazłem odpowiedź dopiero po tym jak spróbowałem (i nie chodzi mi tu o kwestie innych wymiarów, czy budowy świata :)) tylko o LSD w praktyce). Nie ważne, przejdźmy do rzeczy:
?> TRIP
Do naszej dyspozycji dostaliśmy po jednym kwadraciku na osobę. Były to diabły tasmańskie (polecam :)). Tego dnia, koło godziny 12 rano postanowiliśmy rozpocząć tripa. Plan był taki: jeden kumpel szama całość, bo kiedyś żarł 1/2, a my po 1/2, jako że pierwszy raz. Papierki trzymaliśmy w mordach około 8 min. po czym je połkneliśmy. Gdy po 50 minutach nie poczulismy poważniejszych efektów (b. niecierpliwi jesteśmy), postanowiliśmy jednak dorzucić jeszcze po tej połówce. Początkowo odczuwałem jakieś drobne zmiany odczucia rzeczywistości, no ale raczej był to efekt placebo. Siedzieliśmy, gadaliśmy i śmialiśmy się czekając na coś więcej. Kwas zadziałał po około 90 minutach od pierwszego papierka. Tu się zaczyna trip :>. Dopiero teraz usłyszałem pozytywną odpowiedź na pytanie "Wchodzi Ci coooś?". Zaczęło sie dość niewinnie, od obrazka na ścianie. Zaczął \'żyć\' i się \'zmieniać\'. Woda poruszała się, ktoś zobaczył zmianę pory roku, w obrazku stale się coś przemieniało. W pewnym momencie jednego z nas (tego co jadł całość na początku) coś strasznie zaniepokoiło - nie chciał początkowo powiedzieć co się stało. Gdy drugiego kumpla też złapało mocniej, wyszli za drzwi żeby porównać wersje. Wkrótce i moją uwagę zwróciły OCZY. Były wszędzie, wszystkie patrzyły się na mnie, były dziwne, straszne. Okazało się, że wszyscy zobaczyliśmy to samo. Pojawiły się odrazu pomysły i przypuszczenia, dotyczące oczu. "chore" wizje budowy świata, innych wymiarów, spisków, konspiracji na skalę wszechświata itp. Wkrótce kumpel stwierdził, że "Ta ściana nie jest normalna". Chyba z 40 minut patrzyliśmy się w nią gapiliśmy, obserwując zmieniające sie detale, kolega widział całe filmy i animiacje, jak na ekranie, a ja przestrzeń \'ukrytą\' w ścianie :). Co jeszcze? "Niezła miazga" jak to podsumował jeden z nas. 1000 myśli na sekundę. Każdą chcieliśmy podzielić się z innymi, lecz czesto uciekała ona przy chwili rozkojarzenia, a na jej miejsce przychodziło 10 innych. Tu i teraz, reszty nie było. Chwilę pogadalismy, kumpel poszedł się umyć, a my graliśmy w jakąś grę. Najbardziej \'przejebane\' miał ten jedzący całość na początku: widział łuski na twarzach ludzi, starzeli mu się oni w oczach, pokój obrastał pajęczynami itd. Koleżanka która nie ćpała z nami wpadł na pomysł, żeby pójść do sklepu. Początkowo było to dla nas nie do pomyślenia - wyjść? w takim stanie? na mróz? do innych ludzi?. Tak, najstarszniejsza wydawała się wizja spotkania kogoś, nawet nieznajomego, stania obok niego w kolejce, poczucie jego wzroku na sobie. W końcu jednak ulegliśmy, wszyscy zeszli na dół, a ja zostałem jeszcze moment na górze. Nie było to miłe, sam, wszędzie oczy, dziwne pomysły. Okazało sie, że kumplom na dole też nie wydawało sie to za fajne, że zostałem sam, chcieli nawet po mnie iść, ale po chwili do nich dołączyłem. W drodze do sklepu uświadomiłem sobie jak bardzo jestem tym naćpany. Kurwa... to było kompletne oderwanie od rzeczywistości. Byliśmy razem w innym świecie. Nazwajem świetnie sie rozumieliśmy, reszta nie mieła pojęcia o czym między sobą mówimy. 10 minut wydawało się godziną, nie byłem w stanie powiedzieć jaki dziś dzień. Nie do końca uświadamiałem sobie gdzie jestem, o co wogóle chodzi. Nie obchodziło mnie to. Miałem swój świat i świetnie się w nim czułem. Samochody na ulicy zdawały się lekkie, jakby z tektury. Do każdego nieznajomego czułem niechęć, wolałem siedzieć w gronie znajomych, wtedy było zupełnie ok. Facet odśnieżający placyk przed sklepem był tak przerażający i onieśmielający, że staliśmy bez słowa, aż koleżanki nie wyszły ze środka. Wróciliśmy. Zmieniając miejsce, przypisywałem mu określenie "fajne/nie_fajne", starając się przebywać w tych pierwszych. W takim stanie nie da się normalnie funkcjonować, miałem złe przeczucia, gdy kumple zaczeli gadac o tym, że "Tak pewnie myślą czuby" czy "Ale byłby przypał gdyby nam to zostało". Wiedząc, że może nam to zepsuć resztę podróży starałem się za wszelką cenę zmieniać temat. Wszelkie moje i ich obawy tłumaczyłem, tym, że TO jest własnie działanie kwasa, wszystko minie i nie ma się czym przejmować. Najlepiej jest akceptować wszystko co sie dzieje, a nie z tym walczyć. Podobno pomogło. Ciekawe jest, że na każdego z nas kwas zadziałał troche inaczej. Kumple mieli większe halucynacje wzrokowe, ja wsłuchiwałem się z przyjemnością w muzykę prowadząc przy tym w głowie filozoficzne wywody. Bardziej rozbudowanych CEVów(Closed Eyes Visuals) u siebie nie zaobserwowałem, podczas gdy kumpel miał w głowie obrazy podobne do tych z Dare Devila. Wydawało się, że prawie wszystko można nam było wmówić. Nie chcieliśmy nawet na moment zostawać sami, bez kogoś kto by ogarniał w razie czego sytuacje. Działo się wiele, nie wszystko pamiętam. Większość czasu gadaliśmy i śmialiśmy się. Potem zdecydowaliśmy się pojechać do miasta (oczywiście za namową tych trzeźwych). Zaczęło się powoli ściemniać, czekanie na busa na przystanku było dla mnie nie do zdzierżenia. Chciałem coś robić, gdzieś pójść... Tylko nie stać na tym pierdolonym przystanku. Przyjechał. Jechało się bardzo przyjemnie. Wydawało mi się, że ludzie siedzący za nami opowiadają sobie historię jakiejś ćpunki. Hmmm. Ci ludzie wydali mi się strasznie dziwni. Gdy wysiedliśmy, wyładowało się za nami kilkanaście osób z rogami reniferów na głowach, co mnie już kompletnie zdezorientowało. Ze słuchawkami na uszach przebijałem się, za moimi znajomymi przez zatłoczone ulice, przyglądając się wszystkiemu. Wszystko było inne. W McDonaldzie było strasznie. Czekanie przed kasą na kanapke wydawało mi się strasznie głupie i nieprzyjemne, pani-za-kasą tępa, pani-sprzątaczka-z-wąsami obleśna, a każda wchodząca do lokalu osoba miała dziwną twarz. Z trudem wcisnąłem w siebie pół kanapki, a kumpel swojego big mac\'a tylko nadgryzł. Zero apetytu. Nie chciało się jeść - bo po co? Nic mi się nie chciało. Właściwie nie widziałem co mógłbym na świecie robić. Nie widziałem wtedy żadnego sensu. Jazda autobusem w jedną jak i w drugą stronę, była niesamowicie przyjemna. Czułem, że mógłbym jechać tak w nieskończoność. Słuchać muzyki i myśleć. Tak, miałem o czym myśleć. Czułem, że gdzieś w mojej naćpanej głowie pali się lampka jest przyjemnie. Po 6-7 godzinach, odczuwalnie osłabło. Świadomość miałem dalej zmienioną, odczucie rzeczywistości wątpliwe, ale mogłem już pogadać w miarę normalnie z \'tymi z zewnątrz\'. Gadało się fajnie, chciałem mówić o wszystkim naraz, istny słowotok. Po 19 przyszli inni kumple i ktoś rzucił pomysł, żeby spalić z nimi skręta na zejście. Początkowo opierałem się temu pomysłowi(obecny stan mi się podobał). Jednak uznałem, że przecież jeden buch napewno mi nie zaszkodzi. Jeden, drugi...JA PIERDOLE... To był błąd, ewidentna skucha. Poczułem mega ciężar spoczywający na mojej psychice, zmęczenie i świadomość, że przez najbliższe parę godzin mogę mieć istotnie przejebane. Faza kwasowa zdała sie nagle odżyć. Przez chwile z tym walczyłem, chciałem to wyprzeć z mojej głowy. Potem uznałem, że lepiej ulec. To był tak naprawdę pierwszy nieprzyjemny dla mnie moment podczas tej podróży. Ziołowe pojebane rozkminki (to była ewidentna indica) wraz z kwasowymi to naprawde mieszanka wybuchowa, przynajmniej dla mnie. Okazało się, że dla innych kwaso-żerców też. Chwila pracy nad sobą i już było w porządku - "tak, to tylko działanie chemii. Rano będzie ok.". Gdy rozeszliśmy się do swoich pokojów(to był hotel) problem wrócił. Naprawdę, w takim stanie ciężko uwierzyć, że po tym wszystkim co widzieliśmy, po tym wszystkim co rozkminiliśmy, z tak zmienioną świadomością, po tylu godzinach, wszystko może wrócić do normy. Kumpel znowu widzial te OCZY. Znowu wróciły dziwne myśli. Wiedziałem co czuje, bo chwilę wcześniej przeszedłem to samo. Staralem się go zagadywac, zachecić do oglądania tv. Tłumaczyłem, że to co on teraz przeżywa, jest normalne. Każdy tak ma. Każdemu mija. Nie zwariuje, nic złego się nie stanie. OCZY to tylko sęki w drewnie, coś milion razy bardziej banalnego niż to czym czyni to naćpany umysł. Sam poczułem się pewniej, gdy skończyłem \'wykład\'. Powoli czułem, jak LSD opuszcza moją głowę, pozostawiając w niej tylko Kanabinole. Tak, po chwili czułem się tylko zjarany... 23:30. Dobry czas. Obudziłem się rano, troche niepokojąc się o resztę, czy z nimi też aby na pewno jest wszystko ok. Było.
Jak było? Mi się podobało. Faktem jest na pewno, że mj i te sprawy to nic w porównaniu z kwasem. Ciężko sobie to wyobrazić komuś kto nie jest schizofrenikiem, czy bardziej doświadczonym narkonautą :), ja np. wyobrażałem sobie to inaczej. Nie zmienia to jednak mojego podejścia - wiem, że to nie był koniec... pozdr.!
- 9266 odsłon